pole herbaty

pole herbaty

niedziela, 6 kwietnia 2014

Ewelinka, Koniu i Dziwny Czarter...

Czołem! :)

Trochę cofnę się w czasie. Zacznę od naszego pobytu w Warszawie, na tuż przed wylotem. I zacznę od podziękowań:

Przede wszystkim, dziękujemy Wam wszystkim - przyjaciołom, rodzinie i każdemu kto nas tak życzliwie wspiera:) Ułatwiliście nam spełnienie takiego fajnego marzenia i tym samym, mogliśmy spakować plecaki i rozpocząć tripa! W pełnym rynsztunku, wyglądaliśmy tak:


i tak... :)

Dodatkowo, ogromne podziękowania dla Oli, która była (jak zawsze) najlepszym gospodarzem świata. Bardzo nam pomogłaś i cieszymy się, ze dojedziesz do nas w czerwcu! :)

No a teraz - po małej dygresji - wracamy do historii :)

Po całym dniu spędzonym w stolicy, z całym naszym dobytkiem na plecach, doszliśmy do jednego wniosku - tak zapakowani nie damy rady. Nasze plecaki były zdecydowanie za ciężkie i nieźle się z nimi namęczyliśmy. Dlatego, w dzień wyjazdu zaczęliśmy robić remanent :) I wyrzucać wszystko co zbędne...


Tym oto sposobem z: 19 i 16 kg zeszliśmy do 15,3 oraz 13,6.  Dużo lepiej!

Kolejne przygody czekały na nas już na samym lotnisku. Byliśmy o dziwo punktualnie, nawet na nieco więcej niż 2h przed odlotem. W momencie otwarcia check-inu, podeszliśmy do okienka (nauczeni błędami przeszłości - ostatnio czekaliśmy 'na ostatnią chwilę' i prawie byśmy nie polecieli... no ale to już inna historia), grzecznie się odprawiliśmy i poprosiliśmy Pana o bilety obok przejścia, tak aby móc wyprostować sobie nogi. W czarterach, fotele są jeszcze bliżej siebie, niż w klasach ekonomicznych, więc takie podróże mogą być meczące. Nasza prośba została skwitowana szczerym i życzliwym śmiechem Pana z obsługi check-inu. Okazało się, ze samolot czarterowy, mogący pomieścić ok. 170 osób, będzie miał na pokładzie... 12! Łącznie z nami. :)

Dlatego podroż minęła nam miło i przyjemnie (ja całą przespałem! 12h! :) ). 

Po lądowaniu na Phuket, zakumplowaliśmy się z bardzo sympatyczna para - Marysią i Piotrkiem, którzy podobnie jak my, wyruszyli na półroczną wyprawę. Smigneliśmy razem do hostelu... ba! można to spokojnie nazwać hotelem, bo warunki mamy iście królewskie:)

Udało się nam skoczyć na Pad Thaia - dla niewtajemniczonych - typowe jedzonko tajskie, noodle+kiełki+jajko+orzechy+limonka i jeszcze jakieś inne ciekawostki. Efekt - pychota. Ja wciągnąłem do tego zupkę z warzywami i trawą cytrynową. Absolutny obłęd. Co jak co, ale Tajom kuchnia się udała! :)



Nie sądzę, aby to serduszko było dziełem przypadku - kelnerka była bardzo sympatyczną Tajką, a jak wiadomo - przystojni blondyni (czyli ja) robią tutaj furorę ;)

No i tyle! Jutro kolejny dzień. Czas trochę poleżeć pod palmą!:) 

3 komentarze:

  1. Bardzo się cieszymy ,że tak wszystko dobrze na razie działa, szczególnie podróż w "przepełnionym"samolocie.Jedzonko wygląda apetycznie! Pozdrawiamy !

    OdpowiedzUsuń
  2. :) miło Was usłyszeć, czekamy na więcej ! pozdrowienia :) M.A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, że podróż samolotem była wygodna i, że nie skończyliście jako kolejny sezon LOST'ów :)
    Jedzenie wygląda mega apetycznie, a tego leżenia pod palmami już wam zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń