pole herbaty

pole herbaty

wtorek, 30 grudnia 2014

Pamiętnik praktyczny - informacje BARDZO praktyczne - Indonezja - Nusa Tengarra

Podczas dłuższych wyjazdów przydaje się prowadzenie pamiętnika. Gdy wyskakujemy gdzieś na 2-3 tygodnie, bez problemu zapamiętamy nazwy restauracji, najlepszych geusthouse'ów, czy ulubionego jedzenia. Ale po jakimś czasie wszystko to nam się zaczyna mieszać, aż w końcu ginie w pełnych pajęczyn czeluściach naszego mózgu. :) Aby tego uniknąć, prowadziłem pamiętnik praktyczny. Jest tego sporo, także jeśli nie planujesz wyjazdu na Małe Wyspy Sundajskie, to proponuję zakończyć lekturę tutaj. :) Ewentualnie, wróć, gdy będziesz miał ochotę wyruszyć.

Komórka w Indonezji:

Kupujesz kartę SIM – ja miałem SIMPATI (Telkomsel). Prosisz o doładowanie – można to zrobić w miejscu, w którym kupujesz kartę. Z reguły dostajesz trochę więcej na rozmowy, niż płacisz. Np. płacisz 90 tys., a dostajesz 100 tys. Po doładowaniu sprawdź odpowiednim kodem, czy faktycznie masz kasę na koncie.
Kody:
*887# - zapomniałem :) Sprawdź co robi.
*888# - kasa na koncie
*889# - sprawdzenie stanu internetu. XXX mb / YYY mb.
 X – ilość danych w 3G lub lepsza sieć , Y – ilość danych w 2G lub lepszej sieci.

Doładowanie internetu:

Jak już masz kasę na koncie, możesz wykupić pakiet internetu. Każdy pakiet ma odpowiednią ilość danych w MB oraz czas działania (np. jeden miesiąc). Nieważne, że po miesiącu zostało Ci jeszcze pełno MB – przepada. Schemat tego, co masz wykręcić na klawiaturze telefonu - poniżej:

*363#
Pojawi ci się menu, w którym kolejno musisz kliknąć:
1 / 2 / 2 / (tutaj opcjonalnie – zależnie na ile czasu chcemy doładować) 1(dzień) lub 2(tydzień) lub 3(miesiąc) / tutaj wybierasz ile MB/GB potrzebujesz / 1 (akceptacja) 

Transport ogólny:

  • Pelni – promy. Szukać promów najlepiej po ich nazwach. Rzadko pływają, więc lepiej tak, niż strzelać na ślepo skąd dokąd mają płynąć. Warto sprawdzić ich rozkład w pierwszej kolejności i do nich dostosowywać resztę planów podróżowych. Loty są znacznie częstsze. 
  •       Na promie:
    Karimata się przyda. W dormitoriach palą, więc spać - tylko pod chmurką. ZAWSZE kupuj żarcie na stopach od lokalnych. Ceny to ¼ lub ½  tych na statku. Na burtach są ławki, z reguły przy nich najprzyjemniej się siedzi. Na dziobie też wygląda to spoko, choć nie wiemy jak tam z chorobą morską. Bo trochę skacze. Ekonomi kelas rules! W klasach 1 i 2 posiłki w cenie.
Przy wejściu na Pelni przyszykujcie się na załadunek w stylu Titanica. :)

Grupki ludzi siadają wszędzie, gdzie jest miejsce. Nawet w strefach, przy których widnieją zakazy wstępu. Nie ma znaczenia, czy są to dzieci, czy emeryci - wszyscy przesiadują na ziemi.

  •     Tiket.com – portal z większością linii lotniczych. Ciut taniej niż skyscanner!!
  •         Dodatkowo – TransNusa. Nie ma tych linii na tikecie.
  •     Lokalne promy – goglować rozkłady lub pytać w przystaniach. Zmieniają się bardzo często,
  •    Najlepszy środek lokomocji na lokalne atrakcje to MOTORKI! :) Można wypożyczyć praktycznie na każdej wyspie. Ceny od 50 do 100 tys. Najtaniej na Bali i Lombok. Najdrożej na Floresie.
    Ewe badass.
     
  •        Shuttle busy w agencjach. Bemo (lokalne busiki) i Ojeki (taksówki - motorki) na ulicy.  
Local bus. Bemo z reguły są trochę mniejsze od tych. Ale idea i wesołość kolorystyczna ta sama.

Floresowa moda - wszystkie bemo/busy mają pluszowe stonogi... 

BALI:

1   Denpasar i Kuta:

Nocleg: 
DROGI (160 tys.), ale fajny: Hotel Bali’s Dream. Z godzinę z buta do Kuty.  przy Jl. Glegor Calik 20. Obok dwie knajpy: w obu świetne soki. W nocy mały nightmarket z sattaiami.

GuestHouse: Gong Segara 200 tys. rupii z klimą. Tuż obok lotniska. Wychodzisz w stronę Keluara (keluar = wyjście), a potem kierujesz się na parking dla motorków (patrz na lewo). Tam jest taka wąska uliczka, która prowadzi do Kuty. Po drodze, znajdziesz kilka guesthousów.

NightMarket na: JL. Nakula – wyglądał super, niestety nie byliśmy.

Warungi: Przy plaży w stronę lotniska. Lokalnie, tam gdzie żarcie wystawione, to będzie tanio. Zjedliśmy zupę rybną z ryżem, krewetki, warzywa i nasi putih za 50 tys. (dla dwojga)  Knajpka hotelowa Gong Segara też daje radę. (20 tys. gadogado, 25 tys. kanapka z tuńczykiem). 

Przykładowe menu, z knajpki nieopodal Hotel Bali's Dream w Denpasar. Ceny w tys. rupii.


Słownik: Nasi Goreng - smażony ryż, udang - krewetka, ayam - kurczak, bakso - kulka ze zmielonego mięsa kurczaka, cumi - kalmary, keju - ser

Słownik: asam manis - słodko-kwaśny, goreng tepung - smażony w tempurze, saus - sos, ikan - ryba

kecap - to znaczy ogólnie sos/przyprawa. Ale w tym przypadku chodzi o kecap manis, czyli najbardziej popularny sos w Indonezji - coś na kształt japońskiego teriyaki. Słodki, gęsty, ciemny.


Transport: 
Taxa z lotniska: 75 (startują ze 150). do Hotel's Bali Dream.- nie polecamy. 
Taxa spod hotelu do Batubalan (18km, meter) – 126!!!! Krejzi.
Bemo do Padangbai – z terminalu: BATUBALAN. 30k od osoby.

Naprawa aparatów: Camera servis and repair: Pertokokan & terminal Tegalsari nr 27. Ciężko trafić. Na małym placyku.

2    Padangbai

GuestHouse: Patra Inn, obok Ozone Cafe. Pokoik czysty, bez AC. Z wi-fi na parterze – 100 tys. 

W miasteczku – night market oraz straganik z owocami. Super knajpka - Surf&Turf (obok Ozone Cafe) Mają pyszne ryby z grilla – barakudy i marlina. (35k za rybę)  Do tego świetna ice cafe.


w Surf&Turf Warung, podają rybkę z sosem z orzeszków ziemnych. Omnomnom.


Transport: skuterki – 50k. Prom na Lombok do Lembar 45k. Można jeść na promie. 4 godziny.

Ceny owocow za 1kg: (nie chcieli brać mniej… ale ceny wyglądają na zbyt wysokie).
Dragonfruit: 40 ; mangosteen 20 ; mango 20

Lombok:

a.   Lembar - przystań:
2x ATM przy przystani. Można wziąć wozik konny za 10k. Ok. 1,5km do miasteczka. Bemo na południe do Pelangan – 35k. Wariatkowo!! 
b.      Gili Gede
Wysepka mocno lokalna. Na południu spoko resort prowadzony przez Amerykanina - Petera (Secret Island Resort). Ale drogo (550k za trzy noce). Knajpka też bardzo droga. Spadamy stad. Wyspa fajna, kurczaki, dużo lokalnych – bardzo przyjaźni. Spoko snorkling przy pobliskich Gili za 250-300k za łódkę. Zależnie od ilości osób – zrzuta. Jest też inny bungalow w pobliskiej wiosce – za 100. Tam też fajna knajpka z o polowe tańszymi rzeczami, niż u Petera. Była zamknięta jak przyjechaliśmy. Pech.


Secret Island Resort - po lewej restauracja, po prawej hamaczki.

Obok górka, z której można obserwować zachody słońca :)

c.       Gili Layar
Bardzo fajny snorkling. Wyspa marzenie - piasek, palmy i nic więcej. Bardzo spoko wyglądające bungalowy, ale pewnie drogie. Byly zamknięte. Dopiero się budują.


2.       Mataram
a.       Dojazd z Gili Gede – 75k na 2 osoby. Bemo. (jeden stop po drodze, nieopodal Mataramu)
b.      Nocleg – OKA HOMESTAY! Koniecznie. Super ogród, świetne wi-fi. 100k za pokój. Motorek 60k.
c.       Restauracje. Streetfood – martabak("jajecznica") + terang bulan (Światło Księżyca).


Stoisko z terang bulan i martabakiem. Zdjęcie z Kuty Lombok.

Rodzaje bulanów. Słowniczek: kacang - orzechy, coklat - czekolada, susu - mleko (w tym przypadku słodkie, zagęszczone z puszki), pisang - banan, keju - ser zółty (tak - pasuje wbrew pozorom), complit/komplit = complete... czyli bulan ze wszystkim co powyżej. Z reguły bulany są na tyle duże, że ciężko przejeść jednego samemu na raz. 

Słowniczek: spesial / istimewa. Co stoisko zmieniają się te dwie pozycje. Istimewa znaczy dosłowanie 'special', więc o dokładne różnice, trzeba wypytywać. Z reguły istimewa jest bezpiecznym wyborem, jest tam jajko, cebulka/szczypiorek (coś zielonego) i czasem jakieś mięsko. Biasa, to samo jajko.
d.      Komórkę najlepiej naprawiać w Mataram Mall u pana z Simpati. Perfect english i zna się na rzeczy. Naprawa komputerów tylko u chłopaczków z ulicy Sriwijaya. Jest tam dużo sklepów z elektroniką, na końcu ulicy (przy wylotowej do Lembaru) mieści się ich sklep. Reinstall windy 50k. Goście ni w ząb nie mówią po angielsku, rozmawialiśmy na smartphonie via google translator. 
e.      Wiza – przedłużanie trwa ok. 3 pelne dni robocze. W weekendy nie dziala. Trzeba mieć WYDRUKOWANY bilet wyjazdowy. Na miejscu nie da sie drukowac. Taxa spod OKA ok. 10k (taxa 12k, ojek 8-10k).

3.       KUTA Lombok
Dojazd z Mataram: przesiadki w: Mandalika (5k) i Prayi (10k). Dowiozą Cie na 10km przed Kuta. Stamtąd autosptop. Złapaliśmy od razu.


  •   Hotel: Mandalika Homestay – tanio 80k. Pyszne naleśniory rano. Ale karaluchy w łazience. I napierdzielali nam wiertarkami na budowie. Together Homestay – omijać szerokim łukiem. (100k) Zwłaszcza pokoje przy kuchni. Inne może lepsze. Super miejsce – Deddy’s Homestay. 140 za noc. Pokój bez klimy, na pietrze, z super przewiewem (drzwi na przeciwko balkonu). Internet w stołówce całkiem niezły. Jak na Kutę – super. ALE bardzo blisko meczet. Pobudki o 4 rano częste. Ale było śmiesznie.



  •     Restauracje: najlepsze zdecydowanie: Sonya’s Cafe. Sataye (satai ayam) za 25k. Wielka porcja, pyszny sos!!! Do tego coconut curry with fish (35). Delikatne, ale super. Soki też najlepsze w mieście. Dobra też była Sasak Cośtam Warung, obok Rasta Warung na drodze przy plaży. Świetne mahi-mahi z lemongrass sosem (35k). Pikantne, ale pyszne. Do tego dobra lombok kopi. Na skrzyżowaniu głównym – stoisko z księżycami i jajeczenicami.


c.       Plaże:
a.       Mawan – całkiem spoko. Ładny piasek, miejsca do siedzenia. Ale stosunkowo dużo ludzi (w sumie było z 10! :P ). Uwaga, mocne prądy.
Tak wygląda wyżej opisane 'dużo ludzi'.

b.      Mawi – na plaży kamienie. Ciężko sie chodzi bez butów. Kąpiele słabe, ale za to świetny surfing i fajnie się ich ogląda. Bardzo wygodne leżaki i ich sporo. Do tego najtańsze ananasy i kokosy (10k/szt.) - ananasa kroją Ci w Lombok Lollipop.



c.       Tanjung an – bardzo ładna, ale trzeba przejśććprzejechac nieco ‘dalej’, bo wcześniej dużo glonów na plaży. Piasek jak mąka.
Część z glonami. Na horyzoncie ta bez glonów.

d.      Coś na ‘A’ lub ‘T’ na tuz przed Mawi. Znak z szosy w lewo ze strzalką. Tak sobie widoczny. Przy parkingu, nie zatrzymujemy skuterka – jedziemy mocno w lewo, aż skuter utknie nam w piachu. Tam leżakujemy na skałach, przy klifie. SUPER miejsce. ZERO ludzi i nie ma żadnych natrętnych sprzedawców sarongów, pineapplów i kokosów.
d.      Ceny: na plaży: kokos/lombok lollipop 10 / 10-15k, woda 10!!!
Lombok lollipop w przygotowaniu.

e.      Motorek – 50k (45k przy kilku dniach). Shuttle bus do Lembaru – 100-120k. (można stargować do 80). Jak jedziesz motorkiem z Metaram, na dużym rondzie trzeba jechać na BIL – w lewo. Kieruj się zawsze na BIL, aż pojawi się KUTA. Jadąc na ‘azymut’ – zgubisz sie :P


FLORES:

Labuanbajo

a.       Nocleg: Manta-manta. Ładnie, ale drogo 180k. Na wzgórzu. Prawo od Ferry i potem w lewo pod górę ostro. Cool Backpackers homestay. Sympatyczny gość, ale tylko dormy. 50k za osobę. Naprzeciwko hotel za 120k za dwójkę, ale troche nora. 40 za dorma.
b.      Jedzenie: Wieczorami TYLKO FISH MARKET na lewo od przystani. Pyszne red/white snappery. Grouper nie taki dobry. Po drodzę, kup sok z awokado (advokat/albokat jus) z czekoladą... OMG. No i smażone pisangi. (banany). Gardena – pizza taka sobie, ale mają niezle wifi. Jedyny wybór logiczny to margharita – reszta pieruńsko droga. Omijaj restaurację na prawo (zgodnie z ruchem aut na ulicy) od przystani. Ceny z kosmosu.


Ryby na targu rybnym. Ceny: snapper 30-50 z ryżem i warzywami. Zależnie od wielkości. Generalnie kolacja dla dwojga w ilości takiej, że będziecie się turlać, a nie iść do hostelu - max 90-100k. 

c.       Komodo+Rinca. Idz do portu i sprawdz ceny u każdego. Może się zdarzyć, że ktoś będzie miał już gotowa grupę, która wynajęła łódkę. Ty możesz wejść na ‘doczepkę’ i mieć niezłe ceny. My tak na doczepke wytargowaliśmy 450k. Ale gość nas olał i nie przypłynął – zdarza się. W Cooll backpacker's hostel, właściciel też organizuje tripy. Robi to trochę ‘cichcem’, może się to wydać szemrane, ale ceny ma super – 550k od osoby. (agencje startują od 1mln. Jedna za 800k była). Łódkę ma małą, ale na 2-4osoby jak znalazł. Żarcie na łódce rewelacyjne. Załoga bardzo przyjazna. Spi się w domku w Komodo (na wyspie Komodo w wiosce Komodo) u rodziny jednego z załogantów. Traktują Cię jak króla. Jedzonko przepyszne, wioska niesamowita. Warto wybrać łódkę z Cool Cornera chociażby tylko dla tego, aby spać u lokalnej rodzinki i wesprzeć ich finansowo. :)


Na łódce z Cool backpacker's hostel. Na zdjęciu Ewe z Chrisem (Anglia).


d.      Cunca Wulan – wodospad. Jedziesz na południe, potem na wschód. Jedna droga. Ok. półtorej godziny. Dosc stromo. Ciśniesz do znaku wskazującego na cunca wulan – 8km w lewo. Widoczny. Zatrzymujesz sie w wiosce Wersawa (Tak, prawie jak Warszawa – oni to wiedzą ;) ). Wejsciówka 10k/os. Guide 60k za grupę. Z Wersawy, można jechać w dól, pod sama dżunglę... niektórzy tak robią, wtedy unikasz płacenia za guide’a...  Warto jednak wziąć, bo guide był super. Lokales z wioski, uczył się na nas angielskiego, ale pokazał nam kupę roślin i był mega fajny i życzliwy. (po drodze rosną owoce orzechow nerkowca – spróbować trza!:D). Do tego fajnie, bo wspierasz lokalesow, a nie, jak to czasem bywa, że wszystko idzie dla rządu. Wioska jest przeurokliwa.
Na miejescu można skakać, ale tylko z końca klifu. Przy wejściu, wczesniej - male rybki robią fish-spa. Super. Warto. Tam też widzieliśmy słodkowodne krewety.

Oprócz owoców nerkowca, na bank zobaczycie też dziesiątki dzikorosnących makadamii. A także miejsca, w których te orzechy się suszą.

Ruteng:

Nocleg: Rima Hotel – drogo (150). Pokoje stare, dormopodobne. W nocy zimno. Śniadania mega dziwne (tost+omlet+majonez). ;) Generalnie, nie opłaca się.

Transport: Z Labuanbajo (50k do Cancar. Z Cancar 7k do Rutenga) Bemo.
Skuter ciezko wypożyczyc. Trzeba ‘na ulicy’. Harry moze Ci wynająć za 70k lub też pomóc w skołowaniu transportu (private car) do Bajawy, Ende lub innych miejsc. WARTO, bo kosztuje praktycznie tyle co BEMO, a dużo szybciej!!! Numer do Harry’ego: +62 81339150427

Żarcie: Z Rima Hotel, wychodzisz w lewo i na pierwszym dużym skrzyżowaniu w prawo. Potem prosto i po lewej wypatruj martabakow i terang bulanów. 

Atrakcje:
Ulumbu – superowe gejzery i podwodne źródła. Pełno tu siarki i innych śmierdzących świństw, a wrząca woda płynie strumieniami. Fantastyczne miejsce, czujesz sie jak na jakiejś niedostępnej planecie. WARTO!!! Jak dojechać? Skuterem na południe. Wyjazd na Panggeok (Pong Geok). Potem mocno pod górę i stromo w dól. Po lewej stronie wypatruj znaku na elektrownie w Ulumbu. Tam masz jechać. Skuterek zostaw na parkingu przy elektrowni. Idź w lewo, w dół za parkingiem, za mostem od razu w lewo. Trafisz łatwo, bo walą w górę kłęby pary. :) Miejsce mało znane przez turystów – nie ma go w LP ani na tripadvisorze. A jest świetne!!




Spiderweb Rice Fields – najlepiej oglądać z wioski CAMI (?), na wschod od Cancar. Wypatruj schodów betonowych po lewej stronie. Zatrzymaj sie przy nich. Jeśli wjechałeś w las – zawracaj, jestes za daleko. Możesz wziąć lokalesa i zapłacić 10k (przy wpisie do ksiegi), aby Cie oprowadził i wziął na najlepszy szczyt do ogladania. Chyba warto. Ja wlazlem sam na inna górkę, bo akurat nie było żadnych lokalesów obok i nie wiedziałem, ze trzeba po schodach. J (gorka po prawej, przechodzisz obok domostwa, potem na szczycie możesz wejść na głaz i z niego jest niezły widok. Ok. 10min od drogi. Może mniej.)


Najefektowniej wyglądają pod koniec pory deszczowej (tj. w lipcu). Wtedy są pełne wody. Zdjęcie z listopada.

Bajawa:

Nocleg: Johny Hotel – 110/120 za pokoj ze śniadankiem. Wifi w patio. Pokoje spoko. Bardzo fajne miejsce. Poproś o mapy – miasta i lokalnych ‘atrakcji’. W dodatku, w sklepie obok można doładować komórki. Bardzo fajny i pomocny sprzedawca, wszystko wytłumaczy po angielsku.

Zarcie: terang bulan + martabak. Jakieś 30m na zachód od Hotelu Johny. Camelia restaurant przy Edelweiss Hotel. Ceny nieco droższe. Restauracja wygląda jak relikt PRLu, w życiu byśmy tam nie weszli, gdyby nie przypadek. Nie ma tam żywej duszy, ale rodzinka, która obsługuję restaurację przyrządza bardzo spoko jedzenie na świeżo. Jest to miła alternatywa dla lokalnych warungów, gdzie wystawione na słońce mięcha grzeją się przez cały dzień... Mają pyszne mleko z imbirem i miodem (idelne na mój ból gardła!! [STMJ] ) i niezłe omlety.

Transport: Do Bajawy z Rutenga. Prywatnym autem załatwionym przez Harryego. 75k od osoby. Bemo jedzie za 60-70k. WARTO. Kierowca przemily gość:) I odbierze Cię z hotelu, nie musisz jechać na wschodni terminal, aby dorwać busa (bemo na terminal ok. 7k).
Skuterki: znalazłem tylko w Edelweiss Hotel. 100k... tragedia.

Atrakcje: Wioska Bena i okoliczne. Bardzo spoko. Bena powiewa trochę turyzmem, ale okazuje się, że wokół jest dużo podobnych wiosek. Za Beną, w prawo będzie drogowskaz na jakąś na ‘T’ – 1000m w prawo. Jechać koniecznie, bo jest super ulokowana – w dżungli. Dużo fajniejsza od Beny. Potem dalej na południe do NAGE - na kąpiel w gorących źródłach. Są super, bo wpływają tam dwa strumienie – ciepły i zimny. Bombowe miejsce.

Transport: Busy do Ende i Moni – o 6.30 odjazd (70k / 90k)
Bemo do Boawae – 20k, prywatny samochód – 25k (z drugiego terminalu, na południu miasta).


Dżunglowa wioska na "T". :)

BOAWAE

Nocleg: Tylko w SOA GH. Trzeba zejść na dól drogą. Na głównym skrzyżowaniu jest drogowskaz – SOA 1km. Piękne miejsce, z ogrodem, tarasem i widokiem na wulkan. Cena – 100k Właścicielka, starsza pani, gada po angielsku i jest bardzo pomocna. Załatwia też skuterki i transporty. Skuterki – 100k.


Wychodzisz z pokoju i widzisz... :)

Dymiący wulkan:
Ebulobo. Jedziesz do wioski Mulikele. Najpierw drogą do Ende. Czekasz, aż będzie skrzyżowanie w kształcie litery Y. Tam prawo. Uwaga, droga taka se. Dojeżdżasz do Mulikele. Za szkołą, prosto. Przy skrzyżowaniu będzie sklepik, tam zapytać o guide’a. Cena: 100k. (najpierw chciał 200k). Bez guide’a zapomnij o wchodzeniu. Drogę czasem trzeba było torować maczetą. Czasem nie widać jej w ogóle. Guide i ludzie w wiosce bardzo sympatyczni. Jak wszyscy na Floresie.

Transport: do Ende z głównej drogi łapiesz BEMO lub prywatne autko. 50k / orang. (orang = osoba)
Z Ende, ze wschodniego terminalu, łapiesz BUSA do Moni. 25k/orang

MONI:

Transport i nocleg:
Skuterek za 100. Można wypożyczyć w Anwanty’s guesthousie na przeciwko Sylwester guesthouse. Tam też mozna zostac. 150k za noc, za cały wielki apartament z bambusa. Super miejsce. Tam też widzieliśmy największego pająka w życiu (wielkości pięści).

Atrakcje
Kelimutu
Do Kelimutu bardzo łatwo dojechać. Strome zakręty są uzbrojone w lustra, dzięki czemu droga jest jedna z najbezpieczniejszych na Floresie. Dużo osób będzie Ci starało się wcisnąć kit, że jest tam niebezpiecznie i lepiej wziąć kierowcę z autem lub ojeka. Bzdura na kółkach. Wejście na Kelimutu: 150k/osobę. 5k za motorek. DROGO jak pierun. Czy warto? Kelimutu jest śliczne, ale nie jest to miejsce, za które warto umierać. Można zbojkotować ze względu na cenę. My poszliśmy, nie żałujemy, ale drugi raz na bank nie pójdziemy.


Jeziorko młodych dusz - jedno z trzech jezior Kelimutu

Wodospad
Idąc pod górę, w stronę Ende. Dojdziesz do Rainbow Cafe. Po drugiej stronie ulicy są betonowe schodki i ‘akwedukt’. 3 minuty dalej jest super wodospad, w którym lokalesi się kapią i piorą ciuchy :P Z reguły wypełniony jest po brzegi dzieciakami, ale wieczorami (17-18), jest pusto. :)

Maumere:

Transport: z Moni: 50k/osobe. Jechałem na dachu :D

Nocleg:
Hotel Gardena – 100k za noc. 150k z klima. Syfiasto i gorąco. W dodatku, okna są na ‘patio’, w którym wszyscy pala. Nie polecamy
.
Wi Reba 1? – 175k za noc. Czyściej trochę, ale za to milion karaluchów... tragedia. I drogo max. Największy błąd życia, że tam zostaliśmy. (z czystego lenistwa).

Żarcie:
Ok. Gardeny: tuż obok (w prawo od wyjścia i od razu w ulice w prawo. Tuż przy boisku piłkarskim) jest fajny market i dalej warung. Bardzo smaczne i mega tanie żarcie. (8k gadogado, 10k ikan). Nie brać es susu – jest różowe i smakuje jak guma do żucia.. obrzydliwe.
W Gardenie na ladzie recepcji jest dobra mapa. Mapy z LP i Google maps można o kant dupy rozbić
Kafejka internetowa – na poludniowy zachod od Gardeny. Blisko komisariatu policji. Internet wolny okrutnie. Ale mozna drukowac.

Ok. Wi Reba 1: na przeciwko jest bardzo fajny lokalne warung. Żarcie bardzo znośne i niezłe soki. Tanio i dobrze. :)

Plaże przy Maumere:

Sunset Cottages – ok. 30 km na wschód od Maumere. Plaża z czarnym piaskiem i kamieniami. Rafa koralowa zniszczona, widoczność wody słaba. Ale miejsce jest przeurokliwe. In the middle of nowhere. Palmy wygięte, tak jak maja być. Do tego hamaki i bambusowe bungalowy. Bungalow dla dwojga – basic („Adventure”) – 90k ze śniadaniem. 200k za rodzinny, na 5 osób. Właściciel i jego żona (chyba), mówią po angielsku. Mają też knajpkę z bardzo rozsądnymi cenami. Jak poprosisz, to właściciele skołują ci tuńczyka na kolacje. Świetne miejsce do chillowania przez kilka dni. Można tez płynąć łódką na snorkling. Plaża nie jest ‘rajska’, ale i tak jest super. Dodam, że właściciel planuje postawić nowe bungalowy - jakieś wypasione i chyba w nieco innym miejscu. Na bank będzie to miejsce godne polecenia.

"Adventure" bungalow

Plaża przy Sunset Cottages


Dojazd: z głównej ulicy na wschód w Maumere złapać Bemo do terminalu: Lokaria (5k) i stamtąd znaleźć bemo, które jedzie przez ‘Sunset Cottages’ – lokalesi znają to miejsce. (10k).



środa, 24 grudnia 2014

TOPtemat, czyli pieniądze w podróży

Jak można wyjechać na rok i nie pracować? Skąd w ogóle wziąć kasę na takie radosne podróżowanie? Takie pytania pojawiają się coraz częściej, czas zatem rzucić nieco światła na ekonomiczną stronę naszego wyjazdu. 

Słyszeliśmy parę razy w życiu opowieści podróżników, którym udaje się przemierzać świat dosłownie za grosze. Piechotą, autostopem, pod namiotem, pod chmurką... Na pewno się da przeżyć w ten sposób w Azji ładnych parę miesięcy, przy odpowiedniej ilości szczęścia i determinacji.  
My jednak nie chcieliśmy liczyć na łaskę i niełaskę napotkanych ludzi i prosić ich, aby nam ugotowali obiad :-) W naszym przypadku więc cudów nie ma, zapas gotówki przed wyprawą był konieczny. 





Nie ma też tajemnicy, skąd tą gotówkę wytrzasnąć. Nie wygraliśmy w totka, nie było żadnego niespodziewanego spadku.

Zarobiliśmy :) Przez około dwa lata oboje cały czas byliśmy zatrudnieni na pełen etat. Nie śpieszyło się nam z kupowaniem mieszkania, jak większość ludzi w naszym wieku robi, więc nie uwiązaliśmy się w miejscu żadnym kredytem. 

Przy wydawaniu pieniędzy dość istotne są priorytety. W moim przypadku do priorytetów nigdy nie należała kolejna torebka (mam ich 3, wystarcza w zupełności), buty za 500 zł czy koraliki o zbliżonej wartości. Priorytetem zawsze były podróże albo coś z nimi powiązanego, dlatego większa kasa szła nam albo na wyjazdy na snowboard albo, kiedy już wiedzieliśmy o tym, że ruszamy na długo - na kupkę :)

Więc odpowiedź na pytanie, skąd wziąć pieniądze na takie podróżowanie, jest taka sama jak odpowiedź na pytanie, skąd wziąć pieniądze na samochód, kafelki czy Playstation 4. 


Trzeba jednak przyznać, że dopisało nam szczęście, bo przez rok rezydowaliśmy w mieszkaniu Michała babci, co znacznie obniżyło koszty życia (brak opłat za wynajem). 

Co ważne, podróżujemy we dwójkę, co kosztuje mniej niż zwiedzanie w pojedynkę:
  • zawsze dzielimy na pół koszty transportu (riksze, taksówki, benzyna)
  • cena za pokój dwuosobowy podzielona na pół jest zawsze niższa niż cena za pokój dla singla
  • codzienne wydatki pokrywane są z dwóch osobnych portfeli (mojego i Michała), przez co też kasa nie ubywa tak szybko. 

Kulturalnie w Kochi, południowe Indie



Przystań na Lomboku, Indonezja

Pierwszy krok za nami, fundusze na podróż zgromadzone. I co teraz z nimi robić?


Nasz styl podróżowania określiłabym jako "backpackerską klasę średnią". Dotychczas większość czasu spędziliśmy w Azji (o wydatkach w Australii napiszemy osobno) i tutaj życie na takim średnim poziomie jest tańsze niż w Polsce. Gdybyśmy w kraju chcieli stołować się w knajpkach dwa lub trzy razy dziennie, płacili za pokoje w hostelach, taksówki i pociągi, kupowali pamiątki i bilety do atrakcji turystycznych, myślę, że pieniądze skończyłyby nam się po dwóch miesiącach.  

Frytki ze słodkim chilli. Jedno z pierwszych dań zamówionych po indonezyjsku - kompletnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać :)

I tutaj znajduje się kolejna odpowiedź na pytanie, jak sobie w podróżowaniu poradzić finansowo. W Azji po prostu jest taniej niż u nas. (Trzeba jednak zaznaczyć, że klasa średnia w Azji (określająca bardzo pobieżnie hostele, pociągi i stoiska z jedzeniem) wygląda inaczej, niż w Europie Zachodniej.)

Prom z Lomboku na Flores. Tobołek na ławce zawinięty w śpiwór, to ja :) Takie hardcory na szczęście były rzadko. 


Jeśli jednak chcielibyśmy zatrzymywać się wyłącznie w pięciogwiazdkowych resortach i podróżować pierwszą klasą, to nie wiem, czy i na dwa miesiące by nam starczyło.

Wyszliśmy więc z założenia, żeby nie "dziadować" i po prostu dobrze się bawić, ale też do szczęścia nie był nam potrzebny osobisty kelner i codzienne zmiany ręczników.

Plaża z czarnym, wulkanicznym piaskiem na Bali


Przed wyjazdem podliczyliśmy budżet, oszacowaliśmy dzienne wydatki w każdym kraju, który planowaliśmy odwiedzić, zaplanowaliśmy ile mniej więcej możemy wydać na bilety lotnicze, dodaliśmy do wszystkiego 10% zapasu i wyszło nam, że powinniśmy na luzie przeżyć w Azji i Australii pół roku. 
Szczęśliwie założenia okazały się błędne i mimo, że ja np. nie oszczędzałam na tajskich masażach, spędziliśmy w Azji prawie 9 miesięcy, dotarliśmy do Australii i nadal nie głodujemy. 

Zachód słońca na Ko Bulon, Tajlandia


Z naszymi zasobami pieniężnymi radzimy sobie też, inwestując w akcje. Nie są to wielkie kwoty, ale kiedy gotówka po prostu sobie leży na koncie, lepiej ją jakoś spożytkować. Udaje nam się tak trafić, że wpada od czasu do czasu jakaś dodatkowa sumka. 
Przed wyjazdem założyliśmy konta w Alior Sync, który oferował konta bez żadnych opłat i wypłaty ze WSZYSTKICH bankomatów na świecie bez prowizji. Później jednak okazało się, że bank przelicza nam waluty po bardzo niekorzystnym kursie. Założyliśmy więc kolejne konto walutowe w dolarach i dolary kupujemy w kantorze internetowym, gdzie kurs jest znacznie korzystniejszy. Przy czasie, jaki spędzamy za granicą, to się opłaca bardziej, niż wypłaty z bankomatu bez prowizji z konta złotówkowego.


Ważnym jest, aby założyć konto walutowe w walucie rozliczeniowej danego banku. Np. w BZWBK jest to Euro, a w Aliorze - $. Dzięki temu oszczędzamy na różnicach kursowych, ponieważ bank przewalutowuje nam każdą transakcje tylko raz, a  nie dwa. Np. wypłacamy rupie indonezyjskie z konta złotówkowego. Bank zamienia złotówki na walutę rozliczeniową (USD lub EUR) po zbójeckim kursie. Następnie przelicza EUR lub $ na rupie indonezyjskie po kursie narzuconym przez operatora karty płatniczej (VISA lub MasterCard), który nie jest już tak tragiczny. Posiadanie konta walutowego eliminuje pierwszy krok tej operacji. 

Jesteśmy w ten sposób w stanie zaoszczędzić nawet do 15% ! (z reguły jest to 7-10% różnicy). 


Jeśli jest jeszcze coś, co moglibyśmy dodać do tego tematu, piszcie w komentarzach. 

czwartek, 11 grudnia 2014

Egzotyka w pigułce na Floresie

Zima nadchodzi, święta za pasem, a u nas dalej tropiki. Indonezja, a dokładniej wyspa Flores, pozwoliła zaspokoić potrzeby i fantazje podróżnika, który chce zaznać egzotyki prezentowanej w katalogach podróży. Było nurkowanie, było gapienie się na dziką zwierzynę, było podziwianie geotermalnej potęgi natury i leżenie pod palmami. Co jeszcze?

W skrócie, aby zainspirować i opowiedzieć o Indonezji  odrobinę więcej:


  • udało nam się wspiąć na wulkan. Prawdziwy, DYMIĄCY, jak z kreskówek albo filmów na Discovery. Siedzimy, patrzymy, a idealnie trójkątny stożek po prostu się dymi!


Widok z okna w Soa Guesthouse w Boawae. Polecamy, świetne miejsce!


Wulkany dzielą się na dwa główne typy, w zależności od gęstości lawy, jaka z nich wypływa - tarczowe (płaskie z rzadką lawą) i stożkowe (strome z gęstą, lepką lawą). Na nasze nieszczęście, wulkan Ebulobo należał do tej drugiej kategorii i poznaliśmy nową definicję słowa "stromy".

Wspinaczka po górach różni się od wspinaczki na wulkan tym, że na szczyt góry prowadzi szlak, który wije się wzdłuż zbocza. Kluczowe jest wicie się - na Ebulobo nic się nie wije, tylko idzie się po prostej po stoku nachylonym pod kątem bliskim 90 stopni. Cały czas, aż do samiuteńkiego dymiącego szczytu. 

Takie nachylenie towarzyszyło nam przez całe 4-5 godzin marszu.


Nie ma sensu opisywać zmęczenia, potu, zadyszek i tym podobnych, bo to jest oczywiste. Nieoczywiste było zobaczenie po raz pierwszy na własne oczy drzewka kakaowca, razem z owocami. I drzewek z orzechami nerkowca. I drzewka kawy. I kawy luwak, najdroższej kawy na świecie (znanej jako kawa kopi luwak, co jest trochę niewłaściwe, bo kopi to po indonezyjsku po prostu "kawa"). 

Kakaowiec

Owoce kawy

Świeży kopi luwak. Mały ssak, luwak, żywi się owocami kawy. Nie do końca strawione ziarna wydala wraz z kupką, które następnie wydłubuje się z kupki, oczyszcza i zaparza. W Europie filiżanka kawy kuwak kosztuje krocie - tutaj nasz przewodnik po prostu wychodzi z domu i patrzy na ścieżkę w lesie, czy jakaś kupka z kawą akurat nie leży pod stopami. 

Orzechy i owoce nerkowca rosną w taki sposób. Owoce są jadalne, całkiem smaczne - słodkawe i cierpkie zarazem.

Informacje praktyczne:

Wulkan Ebulobo znajduje się na wyspie Flores, w okolicach niezwykle urokliwej wioski Boawae. Trafiliśmy tam zachęceni krótkim opisem w przewodniku "Niewielu turystów zadaje sobie trud dotarcia tutaj". Z większego miasta na Floresie - Bajawa, pojechaliśmy prywatnym autem, funkcjonującym jako taxi (cena identyczna, kasa tak samo idzie do kieszeni kierowcy bez podatków, tylko wygodniej) do Boawae.
Trekking na Ebulobo zaczyna się w jeszcze bardziej urokliwej wiosce Mulikele, do której dotoczyliśmy się skuterkiem ("droga" dojazdowa to głównie dziury, pył i kamienie). W sklepie przy skrzyżowaniu wpisujemy się do księgi gości; trzeba wynająć "przewodnika", cena do uzgodnienia.

Przewodnik to dobry pomysł. Ścieżki nie są widoczne, a szlak trudny. Nie poradzilibyśmy sobie bez niego. A o tyle fajnie, że cała kasa idzie wprost do niego, także wspomagamy lokalnych mieszkańców!

Ekwipunek przewodnika: maczeta, plecak zrobiony z worka po ryżu i oczywiście japonki. My, mając dobrej jakości buty trekingowe nie byliśmy w stanie nawet w połowie tak szybko skakać na głazach, jak ten gość. 


  • odwiedziliśmy kilka "tradycyjnych" indonezyjskich wiosek. Część z nich to wioski pokazowe dla turystów, niemniej jednak ciekawe, bo mimo punktu z informacją turystyczną i stoiskiem z pamiątkami, ludzie wciąż w nich żyją i pracują. Udało nam się też wypatrzyć jedną bez całej otoczki pamiątkowej, gdzie to nasza obecność wywołała zaciekawienie i poruszenie wśród siedzących na gankach mieszkańców. 


 Drewniane chaty składają się z kilku pięter, z których każde ma inne przeznaczenie. Pokryte są strzechą i zdobione np. rogami zabitych bawołów, których ilość świadczy o zamożności rodziny. 





Informacje praktyczne:


Pierwsza, modelowa tradycyjna wioska, to Bema. Bazą wypadową była Bajawa na Floresie, skąd wypożycznonym za 100 000 rupii skuterkiem, zwiedzaliśmy okolice. Nazwa drugiej wioski niestety gdzieś umknęła, ale na drodze są drogowskazy.

Aby dojechać do mnie turystycznej wioski, należy pojechać ok. 500m w dół od Bemy i skręcić w prawo. Będzie drogowskaz. Wioska ma nazwę rozpoczynająca się na litere 'T', niestety nie zapisaliśmy.

Jest o tyle ciekawsza, że znajduje się tuż przy dżungli.
Dżungla, nie dżungla - antena satelitarna musi być!

Na dobrą sprawę to każda wioska w Indonezji jest dla mnie jak tradycyjny skansen. Ludzie w grupkach siedzą na gankach na podłodze lub na ziemi, pod palmami, przed chatką, której okna nie potrzebują (i z reguły nie mają) szyb, śpią na materacach ułożonych na ziemi (w sumie, po co łóżko?), wypasają bawoły albo zbierają ryż i wiodą proste, szczęśliwe życie...

Szczęśliwe i religijne życie. Flores to wyspa katolicka. Wszyscy chodzą regularnie do kościoła. Na Floresie jest nawet dwójka polskich misjonarzy - w Boawae i Riung. 

W Azji typowe jest manifestowanie swoich religijnych poglądów na środkach transportu. W tym przypadku Ostatnia Wieczerza służyła nam za prędkościomierz (bo nie działał) i dwie Maryjki, odpowiednio za przedni i tylni hamulec (bo praktycznie nie działały). Dodatkowo kluczyki musiały być przywiązane smyczą "Hello kitty!", bo lubiły wypaść podczas jazdy ze stacyjki. Michał jako kierowca i ja jako pasażer byliśmy naprawdę dokładnie strzeżeni ;-)

Groby w wiosce Bena. Większość miejsc pochówku w Indonezji nie znajduje się na cmentarzach. Groby z reguły mieszczą się na podwórkach domostw...

... i często służą jako mebel. Stół do grania w karty, czasem leżak dla zmęczonych upałem domowników lub nawet psów. Zdjęcie zrobione z jadącego autobusu, dlatego słabo widać, ale jak się przyjrzycie - dostrzeżecie na różowym grobie pieska.

Pomniki są bardzo kolorowe. Najmodniejsze to: niebieski i różowy. Większość zrobiona z kafelków.


  • Indonezyjska perełka - Kelimutu. 


Trzy przepiękne jeziorka znajdujące się w nieczynnych kraterach wulkanu. W ciągu roku wszystkie zmieniają kolory; udało nam się trafić akurat na jedną z takich metamorfoz! (na zdjęciu dwa z nich)


Trzecie - jezioro potępionych dusz - patrz opis poniżej.

Dla mieszkańców okolicy jest to święte miejsce, ponieważ wierzą oni, że tam idą dusze ludzi po śmierci. Do pierwszego jeziorka idą dusze młodych, do drugiego starych, do trzeciego złych. 

Informacje praktyczne:

Cena za wejście zabija! 150 000 rupii (ok. 45 zł!). Rząd indonezyjski podniósł cenę o kilkaset procent na przestrzeni lat, w zamian za co wybudował piękną asfaltową drogę niemal pod sam szczyt, postawił ładne barierki, czyste toalety, chodniki, tablice informacyjne. Mało azjatycko, ale tak to wygląda. 

Bazą wypadową jest wioska Moni na Floresie. Bezbłędne i tanie jedzenie w Bintang Restaurant! 

Wodospad w Moni służy jako: atrakcja turystyczna, kąpielisko dla lokalnych dzieciaków i pralnia. Aby dojść do niego, idąc od Bintang Restaurant, skręć w lewo na wysokości Rainbow Cafe.


  • Maumere, stolica Floresu. Stało się punktem obowiązkowym, ponieważ stąd mieliśmy lot na Bali, z którego z kolei lecieliśmy do Australii. Mało sympatyczne miejsce...widziałam tu największe i najbardziej upierdliwe (bo latające!) karaluchy, które miały jakąś dziuplę w naszym pokoju. 

Kilka dni w oczekiwaniu na lot spędziliśmy więc poza miastem, na plaży przy Sunset Cottages. To miejsce z kilkoma bambusowymi chatkami ustawionymi metr od wody, w palmowym lesie. W chatce nic poza łóżkiem nie ma, ale też i niczego więcej nie było potrzeba, bo cały dzień spędzaliśmy nad wodą albo na hamaku. Byliśmy tam pod koniec listopada i nie było oprócz nas absolutnie nikogo. Jedzenie, jakie przyrządzała nam rodzinka właściciela, było jednym z najlepszych, jakie próbowaliśmy w Indonezji. 

Hamak, książka, plaża, morska bryza... totalny chillout. Tak spędziliśmy kilka ostatnich dni w Indonezji.

Suszące się ryby. Zjada się je w całości, bez patroszenia i nie zwracając uwagę na ości. Często rybki te można dostać w omletach.
Rafy koralowe przy Maumere były niegdyś jednymi z najwspanialszych na świecie. Jednak w 1992 roku ogromne trzęsienie ziemi, powodując fale tsunami o wysokości 25m, zniszczyło rafę doszczętnie. Teraz jest to podwodna pustynia i cmentarzysko... Jednak, nawet tu, w brunatnym mule można znaleźć raz na jakiś czas, pojedyncze, piękne koralowce w najróżniejszych kolorach - żółte, czerwone, niebieskie...  Koralowce przetrwały kataklizm i bardzo powoli regenerują całą rafę. 

I w końcu przyszedł czas na opuszczenie Azji... Smutno tak, ale czeka nas nowa, zupełnie inna przygoda - kraina kangurów i misi koala. The land down-under!