pole herbaty

pole herbaty

sobota, 8 marca 2014

Briefing! :)

Lecimy 4 kwietnia! Co potem?
  1. Siedzimy niecały miesiąc w Tajlandii, bo darmowa wiza to 30 dni. :) Na 100% rozpoczynamy od tygodnia leżenia i nic nierobienia pod słońcem :) Należy nam się w końcu!



2. Wylatujemy z Tajlandii pod koniec kwietnia lub z początkiem maja. Ciśniemy do Indii. 6 maja, spotykamy się w Delhi z dwójką naszych znajomych, z którymi będziemy kontynuować podróż.

3. Z Delhi jedziemy na północ do Himachal Pradesh, a konkretniej do Dharamsala. Co tam robimy? Tam już spokojniej, niż w Delhi :) Idziemy na jakiś trekking i cieszymy się Himalajami. 


   
 
4. Rozstajemy się chwilowo z naszymi przyjaciółmi, aby odwiedzić McLeod Ganj - tybetańską stolicę na uchodźstwie. Stamtąd do Tushity - małego, buddyjskiego sanktuarium na 10-dniowe medytacje. Byliśmy tam już raz i wiemy, że warto wrócić.

5. Po 10 dniach w ciszy i spokoju - mały reunion i podróżujemy sobie dalej z przyjaciółmi, gdziekolwiek będą chcieli. Mają tylko 3 tygodnie urlopu, więc dostosujemy się.

6. Odprowadzamy ich do Delhi na ich lot - 23 maja. Stamtąd śmigamy do Varanasi - zobaczyć Ganges. Słynne ceremonie pogrzebowe, podczas których palone są ciała, a prochy wrzucane do tej świętej rzeki. Następnie z tej wody przygotowywany jest pyszny, hinduski chai. :) Polecam.

7. Z Varanasi.... no cóż. W Indiach ostatnio niezbyt bezpiecznie, więc to zależy od naszego samopoczucia. Odwiedzamy Kalkutę albo walimy drogą lądową prosto do Katmandu, opuszczając Indie na dobre. Ponoć jakieś 30 godzin jazdy autobusem po górach.... bombka.


8. W Nepalu, pewnie jakiś trek. Może jakiś wolontariat. Pewnie zabawimy tam jakieś 3-4 tygodnie. 

9. Po Nepalu - tani lot do Chin południowych. No właśnie… plan był, aby polecieć do Kunming. Ale kilka dni temu 8 gości z szablami wpadło na dworzec główny i zaczeli odcinać ludziom głowy. My nie chcemy tracić głowy już na początku naszej drogi, dlatego poważnie zastanawiamy się, czy nie poleciec w inne miejsce. Myślę, że decyzja zostanie podjęta dopiero w Nepalu. J
I jak już opuścimy Nepal, to jedziemy sobie po południowych Chinach. Być może nawet na słynnych elektro-rowerkach lub skuterkach, jeśli takowe uda się nam zakupić :)

10. Potem Ghuangzhou i HongKong. Tam odwiedzamy naszych znajomych :) Jeśli będą chcieli nas przyjąć. 

11. To już pewnie będzie gdzieś lipiec/sierpień. Więc bardzo słaba pora na Azje południowo-wschodnią. Monsun. Dlatego, musimy uciec przed nim. A, że akurat wtedy zaczyna się pora sucha w Indonezji, to glupio byłoby nie skorzystać. W Jakarcie odwiedzamy kolejną znajomą. I pewnie trochę popodróżujemy po tysiącach wysp Indonezji :) Oczywiście, nie omieszkamy ominąć tych z palmami, kokosami, etc :) Ponoć chatynka na plaży to ok. 2 dolary za noc.... zobaczymy, czy to aktualne informacje. 



12. Potem nasze plany są lekko zamglone. Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie, jak będziemy stać z budżetem, czasem, chęciami, zdrowiem i całą resztą. Marzy się nam Mikronezja, może wyspy Marshalla?Vanuatu? No i oczywiście, po tym wszystkim - Australia!



13. A w Australii - kupujemy auto i śmigamy. Pewnie z Perth, bo tam najtańsze loty. Ale Australię musimy jeszcze dokładniej zaplanować. 

14. No i pewnie z Australii wrócimy do domu. Mi się marzy, że uda się nam to zrobić np. przez Phnom Penh. Kusi mnie Kambodża i Angor Wat. Stamtąd przez Laos... może i Wietnam, jak mi się uda namówić Ewe ;) do Bangkoku i powrót do domu.

No.. to niezły briefing wyszedł :) 

czwartek, 6 marca 2014

Lecimy...


No i stało się! Mamy bilety. 4 kwietnia wylatujemy w cholerę! 

 A dokąd?
 W celu sprawniejszego przyswojenia tych informacji, posłużmy się ilustracją: 

Tak mniej więcej wygląda świat:






Tu jesteśmy aktualnie:









A lecimy...TU:










Z Wrocławia do Phuketu jest



To całkiem sporo. Tyle wystarczy, żeby po wylądowaniu było przyjemnie i ciepło.

Po zaaplikowaniu  odpowiedniej dawki morskiej wody, bajecznych widoków i promieni, jak znienawidzonego przez Michała arystokratyczną karnację, słońca, zaczniemy działać. 

wtorek, 4 marca 2014

Kiedy wyjechać?


W styczniu nie, bo to tak tuż po świętach, Nowy Rok, dużo roboty.
W lutym też nie, bo ferie.
Marzec opada, zimno jeszcze, nic się nie chce.
Kwiecień to Wielkanoc, babcie się zapłaczą, że nie ma komu jajek święcić.
Majówkę przegapić?
Wakacje to ciepło, fajnie, po co się ruszać?
We wrześniu ślub czyjś tam i kolejny w październiku, wypada być.
Listopad, zaraz święta, trzeba przygotowywać.
Grudzień, Boże narodzenie, wiadomo, z rodziną trzeba siedzieć.
To może w styczniu jedziemy..?

Taką litanię można opowiadać sobie w nieskończoność. My musieliśmy wreszcie przestać szukać wymówek, bo czas nie będzie chciał zwolnić, a w naszym mniemaniu, w tym wieku, w którym się już znajdujemy, wyjazd w świat na długi okres to już ostatni dzwonek.

W związku z tym, konieczna była lekka zmiana myślenia.

Czas wyjazdu będzie zdeterminowany przez jeden czynnik, najprostszy, najbardziej oczywisty - pracę. A właściwie jej brak, czyli złożenie wypowiedzenia.



Krok ogromny, stresujący, ale konieczny, no chyba, że ktoś ma bardzo wyrozumiałego pracodawcę :).  Albo jest swoim własnym szefem. W naszym wypadku nie była to żadna z powyższych opcji, w związku z czym, pierwsza poszłam do swojego szefa, wyjaśniłam, co i jak. Wspólnie ustaliliśmy, że popracuję jeszcze 3 miesiące, tyle, ile potrzeba na znalezienie nowej osoby na moje miejsce.

Dlatego, odpowiedź na pytanie zadane w tytule brzmi - W KWIETNIU.

Uff, klamka zapadła... Za parę tygodni bezrobotni ruszają w świat. 

Szukamy biletów!

Jest PLAN!


Decyzja o wyjeździe zapadła. Chcemy tymczasowo zrezygnować z pracy. Chcemy pobyć dłużej w Azji Południowo-Wschodniej, którą znamy już z wcześniejszych wypraw. Tym razem jednak kupujemy bilet w jedną stronę.




                                          fot. Koniu


Dlaczego Azja?


  • znamy język angielski. Wychodzę z założenia (potwierdzonego doświadczeniem), że poprzez nieumiejętność porozumienia się w danym miejscu, traci się dużo ciekawych okazji, mnóstwo czasu zostałoby zmarnowane na próby wyjaśniania mieszkańcom na migi, o co nam chodzi. Nie wszędzie w Azji angielski pomoże w komunikacji - jednak mimo wszystko, uważam, że jest niezbędny, jeśli planuje się podróż na własną rękę. Z tego względu odpadła Ameryka Południowa - nie znamy (jeszcze) na tyle dobrze hiszpańskiego. 

  • jest w miarę bezpiecznie (cały czas mowa o Azji południowo-wschodniej). Nie ma w nas tendencji do ryzykowania życia, w związku z pewne regiony, do których powszechnie wiadomo, iż rozsądniej jest się nie zapuszczać, zostawiamy na kiedy indziej. 

  • jest tanio. [ przykładowe ceny tutaj ] Za średnio 2 tysiące złotych w Polsce jedna osoba  może przez miesiąc żyć: zapłacić za mieszkanie, rachunki, jeść regularnie (w domu), wyjść do kina, na piwo, kupić buty, pojechać Warszawy i z powrotem. Za tą samą kwotę w Indiach, jednym z najtańszych krajów Azji, przez miesiąc przeżyją dwie osoby (jedząc w knajpach) i jeszcze sobie odłożą.  Z uwagi na ograniczone fundusze, musiały odpaść Stany i Australia. 

  • jest ciepło. A teraz u nas jest zima i chcemy się wygrzać i poleżeć pod palmą. 

  • jest tam całe mnóstwo ośrodków buddyjskich - tu już kierujemy się filozofią życiową i zainteresowaniami. 

Czyli wiemy już, gdzie jedziemy. Teraz kolejny krok - kiedy? 

Sam początek


Przygotowując się do wyprawy, snując plany, zapisując pomysły, oczywistym jest, że jednym z pierwszych kroków jest przeglądanie istniejących blogów podróżniczych. 


Tam jednak, jak dla mnie, brakowało konkretnych informacji, praktycznych porad, za dużo było natomiast opisów w stylu: 

"ruszyliśmy w stronę słońca [poruszające zdjęcie nr 1], zapatrzeni w krajobraz, spotkaliśmy Grega, zjedliśmy [zdjęcie posiłku], zasnęliśmy, pojechaliśmy dalej [zdjęcie mniej poruszające nr 2]. 

Naprawdę potrzebowałam konkretów. Chcę zostawić pracę, zorganizować pieniądze, wyjechać w świat na pół roku, znaleźć jakiś wolontariat, dobrze zapakować plecak, wiedzieć co i jak. 

Nie znalazłam nic takiego. Pozostało więc samodzielnie podjąć się wykonania zadania. 

Na tym blogu postaramy się opisać krok po kroku, nasze przygotowania przed wyruszeniem w świat, od strony praktycznej, nie romantycznej :). W dalszym ciągu będziemy dodawać kolejne informacje "na sucho" - co, jak, za ile, po co. Z nadzieją, że my sami nie zapomnimy kiedyś, jak to było (za parę lat) i że to innym podobnym do nas wariatom przyda.