pole herbaty

pole herbaty

piątek, 30 maja 2014

Indie praktycznie

Indie to jeden z najbardziej chaotycznych, tłocznych, zakurzonych, tanich, kolorowych i różnorodnych krajów w Azji. Jak tu przetrwać?

- im mniejsze oczekiwania co do standardu oferowanych usług wszelkiego rodzaju, tym lepiej, mniej stresu i większy spokój ducha :)

Poranna toaleta przy hydrancie na dworcu


- potworna bieda widoczna na ulicach może przytłoczyć. Nie wiem, czy na natrętnych żebraków spotykanych co chwila można się uodpornić. Z całą pewnością jednak można trwać w postanowieniu nie dawania nikomu pieniędzy, ze świadomością, że w większości przypadków te pieniądze nie idą na to, na co nam się wydaje. Więc ja już nawet nie mówię "No money", tylko po prostu idę dalej przed siebie.

fot. M. Hanzlik

- hałas. Każdy tu trąbi, oznajmiając, że jedzie, że rusza, że skręca, że będzie skręcał, że wyprzedza, że może wyprzedzić, że jednak wyprzedzał nie będzie... Dowolny pojazd ma z tyłu obowiązkowo napis "Blow horn"  - TRĄB - i wszyscy z upodobaniem się do tego stosują. Do tego na ulicy dochodzą wołania sprzedawców, krzyki żebraków, muczenie, szczekanie, muzyka ze świątyń, słowem - jest głośno.
Strategii przetrwania jest kilka:
  • zanurzenie się w tym chaosie po uszy i czerpanie z tego przyjemności (udaje się po jakimś czasie!)
  • wychodzenie z hostelu tylko na niezbędne posiłki (tą strategią przetrwaliśmy 3 dni oczekiwania na Asię i Mariusza w Delhi przy Pahar Ganj)
  • ucieczka do okolic względnie spokojniejszych (strategia obrana przy trzeciej wizycie w Delhi); w miastach to np. dzielnice tybetańskie, w samych Indiach to np. miasto Puszkar, północne stany.


- komunikacja. W dotychczas odwiedzonych miejscach (Delhi, Agra, Puszkar, Jaipur, Dharamsala, McLeodGanj, Gangotri, Riszikesz, Haridwar) większość osób posługuje się językiem angielskim, z odpowiednim niepowtarzalnym hinduskim akcentem. Bardzo charakterystyczne jest hinduskie machanie głową, we wszystkie strony naraz, przy każdej wypowiedzi, które może oznaczać wszystko, nic, może, nie wiem, odejdź.


Uczę dzieciaki przybijać piątkę!


- higienia ogólnie pojęta. Wszędzie walają się śmieci, liczone w kilogramach. Pokój w hostelu przed jego zarezerwowaniem należy najpierw obejrzeć, zresztą podobnie jak w innych rejonach Azji. Czystość pokoi pozostawia niekiedy wiele do życzenia (nie mówię o "poważnych" hotelach kilkugwiazdkowych, takich nie znam :) ), dlatego czasami przydaje się nam lekki śpiwór, żeby bez stresu położyć się na łóżku. O łazienkach nie ma co pisać, po co odstraszać turystów :) Podkreślam, że zdarzają się wyjątki od opisanych sytuacji.
Zawsze mamy przy sobie antybakteryjny żel do rąk, może niewiele dać poza czystym sumieniem, ale zawsze.


Zwierzęta wszelkiego rodzaju szukają pożywienia wśród sterty śmieci



- jedzenie. Pyszne bez dwóch zdań, ale oczywiście po pewnym czasie, jak wszystko, nawet indyjska kuchnia może się znudzić. Bez obaw, wszelkiego rodzaju jedzenia ratujące życie znękanemu ryżem i pszennymi plackami turyście są bardzo łatwo dostępne. Ja obecnie jestem od kilku dni na pomidorówce, bo tylko ta mi już smakuje :)

Woda gazowana z wyciśniętym sokiem z limetki, baardzo orzeźwiająca!


- choroby. Oczekiwana biegunka, bóle brzucha, wymioty - niestety, to także część podróży. Na szczęście nam zdarza się stosunkowo rzadko, częściej po wizycie w miejscach z europejskim jedzeniem. Czym wyższej klasy restauracja, tym mniejszy obrót jedzeniem i jego świeżość pozostaje wiele do życzenia. Często lepiej zjeść w brudnej, ale obleganej knajpce. Po prostu trzeba być na taką ewentualność przygotowanym. W tutejszych aptekopodobnych sklepach dostępne są elektrolity. Innych chorób, poza wysokościową, póki co brak, uff!

Na dowód, że całe i zdrowe :)


- transport. My poruszamy się obecnie po północnej części Indii, w związku z czym oczekiwany czas przejazdu na trasie mnoży się razy 2. Autobusy jadą przez góry, drogi zwykle są wąskie i nieoświetlone. Trasę 567 km przebyliśmy w 10 godzin. Przetestowaliśmy wszystkie klasy autobusów:
- klasa "Volvo" - nie oznacza, że usługodawca podstawi autobus marki Volvo. Oznacza stosunkowo nowy pojazd, wygodne siedzenia (można je położyć), miejsce na nogi i działającą klimatyzację. Najdroższy (np. 1120 rupii za jedną osobę z McLeodGanj do Delhi)
- klasa "deluxe A/C" - pojazd nie pierwszej nowości (z reguły marki tata), klimatyzacja może działać, przyzwoite miejsce na nogi, tańszy niż Volvo
- autobus klasy zwykłej, lokalny. Ma bardzo wąskie siedzenia, nie ma klimatyzacji ani amortyzatorów. Jest opcja jazdy na dachu, razem z bagażami. Najtańszy, zatrzymuje się na każdym "przystanku", ludzie nie tylko siedzą, ale i stoją.

Dworzec w Agrze

Przy poruszaniu się po mieście bardzo przydatna może być strona www.taxiautofare.com , pokazuje ile powinniśmy zapłacić jadąc taksówką z punktu A do B (sprawdzone, pokazuje ceny wg taksometru bardzo dokładnie!).  Trzeba jeszcze przekonać kierowcę, żeby taksometr włączył i się do niego stosował (nawet autoriksze mają taksomtery), oraz trzeba pilnować, żeby kierowca jechał po trasie, a nie wiózł nas dookoła miasta (można sprawdzić trasę w google maps).

Pociągi rezerwujemy za pomocą www.cleartrip.com (wcześniej musiałam utworzyć konto, wysłać skan paszportu... rejestracja trwa kilka dni!). Można tutaj też zarezerwować autobusy, loty, noclegi. Dużo osób korzysta również z witryny: www.makemytrip.com . My jej jeszcze nie przetestowaliśmy.
W necie jest pełno opisów klas pociągów w Indiach. Zainteresowani mogą kliknąć tutaj.

Przedział w klasie "Sleeper"


- brak poczucia przestrzeni prywatnej w naszym rozumieniu. Kiedy Hindusi idą albo stoją w kolejce, zawsze są bardzo, bardzo blisko. Dla nas - zdecydowanie zbyt blisko. Ktoś non stop nas dotyka, szturcha, ociera się, dyszy w kark. To jedna z najmniej przyjemnych stron Indii. Strategia: Michał idzie za nami (jest już z nami Ola, doleciała z 36 godzinnym opóźnieniem kilka dni temu) i osłania nasze tyły ;)



- za tu czujemy się tu jak celebryci! Wszyscy chcą sobie zrobić z nami zdjęcie. Czasem podchodzą i ładnie proszą, czasem udają, że piszą smsa i robią zdjęcia ukradkiem (jeśli jakiś Hindus to czyta - to NAPRAWDĘ widać! :P), czasem bez pardonu wystawiają aparat. Bez cienia przesady, stanowimy nie mniejszą atrakcję niż zwiedzane przez nas zabytki :)




- bezpieczeństwo. Ostatnio dużo czytałam o napadach w Indiach na białe turystki, które miały miejsce w autobusie, w pociągu, w hotelu, w taksówce... czyli w miejscach teoretycznie bezpiecznych! Poprzednia podróż przebiegała więc w nieco spokojniejszej atmosferze. Teraz Michał stale czuwa nade mną i Olą. Wieczorem żadna z nas nie rusza się nigdzie sama. 
Paszport, większą kasę i karty trzymamy pod ubraniem, w takich oto kieszonkach: tatonki. Kasę warto podzielić. Część można zostawić w hotelu. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest trzymanie 'drobnych' luzem w jednej kieszeni. Tak, aby płacąc za uliczne jedzenie, picia i inne drobne wydatki, nie wyciągać portfela. Portfel też warto trzymać pod ubraniem. Michał np. korzysta z materiałowej kieszonki, przywiązanej do szlufek spodni. Szlufki przykryte paskiem. Po takim przygotowaniu kieszonkowcy mogą nam naskoczyć :) Fajne są też paski do spodni z kieszenią ukrytą w wewnętrznej stronie. Tu trzymamy kasę na czarną godzinę.

- Internet: Jest ogólnie dostępny. W bardzo wielu restauracjach, guest house'ach czy kawiarniach można znaleźć darmowe WI-FI. W lepszych hotelach - zasięg sieci sięga do pokoju. Jakość połączenia często pozostawia wiele do życzenia, ale maile da się sprawdzić. Istnieją też bardzo tanie kafejki internetowe (jak u nas za dawnych, dobrych czasów), w których można np. bezproblemowo wydrukować bilety. (zawsze lepiej mieć papierową wersję, niż pokazywać konduktorom na ekranie smart phone'a - chociaż to też przechodzi). Zdarza się również, że w hostelach są wolnostojące komputery, z których można korzystać. 


















2 komentarze:

  1. JEZU CHRYSTE!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardziej stosowny komentarz byłby O, Wisznu! Tudzież: Buddo oświecony! ;)

    OdpowiedzUsuń