pole herbaty

pole herbaty

piątek, 2 maja 2014

Ciąg dalszy ciekawostek następuje

Pobyt w Tajlandii powoli dobiega końca, więc jeszcze rzutem na taśmę kilka pozostałych wartych wspomnienia faktów.

Mnisi buddyjscy.
W Tajlandii około 90% ludności to buddyści, widok mnicha ubranego w pomarańczowe szaty jest tu sprawą powszechną. Mnisi chodzą na zakupy, zwiedzają, robią zdjęcia, medytują - normalne życie ;) Rano wychodzą boso na ulice z pojemnikami, do których mieszkańcy wrzucają im jedzenie.
Lewe ramię mnicha jest zasłonięte, jako "brudna" część ciała.

Prostytucja.
Bary go-go, kluby z "extra masażem", przeróżnie nazywane miejsca oferujące wszelkiego rodzaju usługi seksualne, są tu dostępne bez większych trudności, mimo tego, iż oficjalnie prostytucja jest zakazana. Z ciekawości weszłam do jednego baru (nie ma możliwości zrobienia zdjęcia). Na wąskich stolikach tańczą młode dziewczyny, bardzo skąpo ubrane, z przypiętymi numerkami. Przy stoliku siedzi zwykle starszy, biały, śliniący się facet...

W hostelach często spotykamy tabliczki, informujące o zakazie przyprowadzania prostytutek do pokoi.

Zresztą, najładniej wyglądająca dziewczyna często może się okazać chłopcem ;) Pełno jest tu umalowanych, wysokich, zgrabnych kobiet z dorodnym jabłkiem adama, które zapomniały ukryć pod apaszką :) 

Motoryzacja.
Niemal wszyscy mają skuterek - najwygodniejszy do poruszania się po krótkich trasach i na takie upały. Ścieżek dla rowerów raczej brak, mało kto zresztą na nich jeździ.
Na drogach dominują pick-upy Toyoty i Isuzu, w ogóle nie widać innych marek ani typów aut, z wyjątkiem taksówek (które zresztą też są jedno rodzaju - Toyota Corolla). Na pace z tyłu przewożą albo powietrze (?? po co kupować takie coś??) albo osiem osób naraz (nie wygodniej autobusem?;) )
Drogi są doskonałej jakości, szerokie, kilkupasmowe, takie jak w Polsce za kilkadziesiąt ładnych lat. A tu ruch pięć razy mnieszy. Poza Bangkokiem, najpopularniejszym publicznym środkiem transportu są song-theawy. Czyli małe autobusiki zrobione z pickupów, ze specjalna wiatą i ławeczkami.

Bangkok.
Absolutnie niesamowite miasto! Ogromne, zatłoczone, nowoczesne, przytłaczające i zachwycające jednocześnie... Ile tu jest kontrastów!

Ta metropolia ma metro, tramwaj wodny, kolejkę nadziemną (skytrain), dwa/trzy lotniska, a na ulicach pyrkoczą smrodliwe tuk-tuki. Obok gigantycznych centrów handlowych (Prady i inne Gucci w środku) stoją stoiska rodem ze Świebodzkiego ;) W dzielnicy z drapaczami chmur i hotelami dla bogatych biznesmenów są malutkie uliczki z przenośnymi barami ulokowanymi w busach volkswagena, takimi jakim jeździła ekipa ze Scooby Doo, z okropnym techno dudniącym z głośników i boomboxów.






Można zjeść tu za 2 złote usmażone na przenośnym woku, na oleju sprzed paru dni niedefiniowalne "produkty organiczne", a dosłownie krok dalej będzie australijska knajpa ze stekiem z kangura za 200 zł. 
Społeczeństwo wierzy w karmę i potęgę dobrych uczynków, ale ewidentnie, naciąganie turystów w każdy możliwy sposób nie kwalifikuje się do "czynów zabronionych". 

Do tego niezliczona ilość świątyń buddyjskich, (prawdziwych) salonów masażu, wizerunków króla w każdym możliwym miejscu, dzielnica backpakerska ze sławną ulicą Khao San, na której można "wyrobić" sobie prawo jazdy dowolnego kraju, zrobić dready czy wytatuować klatę, zapach kadzidełek zmieszany z zapachem owoców duriana, słowem - Bangkok to taka Azja w pigułce. 

Piosenka "One night in Bangkok" przypomina się nie bez przyczyny :) 


Protesty w Bangkoku:

Sytuacja polityczna w Tajlandii jest mocno napięta od stycznia 2014. Nie jesteśmy ekspertami z zakresu polityki w Tajlandii, więc nie chcemy wypowiadać się na temat samej genezy konfliktu, ani o 'czerwonych' i 'żółtych'. Natomiast, mielismy okazję spacerować po miasteczku namiotowym protestujących Tajów, które ulokowane zostało na jednej z głównych ulic, w pobliżu Pałacu Królewskiego. Wśród protestujących widzieliśmy również mnichów.

Dodam od razu, że nie odczuwa się specjalnego zagrożenia - na pobliskim Khao San tętni backpackerskie życie, a przechadzając się z aparatem po miasteczku namiotowym, natrafiliśmy jedynie na uprzejme uśmiechy na zmęczonych twarzach protestujących.






Restauracja "Główki kapusty i prezerwatywy"
Hicior! Dokładnie tak się nazywa:


Takich różnych perełek jest w Bangkoku dużo:) Jest to restauracja działająca pod egidą fundacji na rzecz świadomego planowania rodziny. Chodziło o to, aby prezerwatywy były równie łatwo dostępne jak warzywa. Cały dochód z restauracji idzie na rzecz tej fundacji. Na miejscu dużo edukacyjnych plakatów:




Bardzo przyjemne, nieco odjechane miejsce, pyszne jedzenie i świetny klimat. Z rachunkiem, dostaliśmy, a jakże, obiecane prezerwatywy:




Wygląd.

Panuje pewna obsesja na punkcie białej skóry. Ta sama NIVEA czy inny Garnier, którzy u nas zachwalają balsamy brązujące, tu sprzedają kremy wybielające skórę. Napis "100% white" jest na kremach, piankach do mycia, mydłach, balsamach, wszystkim, co można wetrzeć w skórę i nadać jej, jak obiecują reklamy, śnieżnobiały ton. Takie kremy są w każdej drogerii, każda marka ma linię kosmetyków wybielających.

Lansowany kanon azjatyckiej urody, który obserwuję w gazetach i na plakatach, przedstawia smukłą, wysoką kobietę o wielkich oczach, bardzo delikatnie zaznaczonych tylko azjatyckich rysach, z falującymi włosami. Są programy w telewizji, pokazujące  w jaki sposób wykonać stylizację a la biała. Nakłada się odpowiedni makijaż, aby twarz wydała się mocno trójwymiarowa (azjatyckie twarze są bardziej płaskie), zakłada soczewki powiększające oczy, doczepia długaśne i gęste rzęsy, jeszcze bardziej ukrywające fakt, iż jest się skośnookim. Szaleństwo...
Tajki są malutkie, ich włosy są zwykle proste, mają skośne oczy i ciemną skórę. Tak się wygląda i już! A tu widzę ładną dziewczynę z absurdalnie białym pudrem na twarzy (cała reszta ciała jest ciemna), na dworze jest 35 stopni, a ona ma na sobie Wranglery, śliczne czarne włosy ufarbowane na jakiś przedziwny czerwonopodobny kolor, dla mnie wygląda jak w przebraniu...

Pytam się po co? i z odpowiedzią przychodzi Polska ;) Przecież tu dla odmiany mamy pomarańczowy puder na białej twarzy, solarium, tleniony blond, kreski na oczach a la Kleopatra, ciuchy stylizowane na alternatywnie indyjskie... 

Tutaj dopiero jak na dłoni dopiero widzę bezsens takich zabiegów! Robić z siebie karykaturę po to, by podążyć za jakimś tam wymyślonym kanonem. Brzmi to może patetycznie i powtarzam oczywistości, ale jakoś dopiero to do mnie dotarło :) 





2 komentarze:

  1. Dokładnie tak samo myślę - to jest system! Chodzi o te kremy! Teraz komentarz Radosława.To nie jest system - po prostu mają fiola na punkcie białej rasy, traktują nas jako Boga.Widzą ,że jesteśmy bogaci.Ja i tak uważam ,że to jest system.Kasa.U nas solarka a u nich white kremy. Zdjęcia bardzo ładne, czemu nie ma Michała tańczącego?

    OdpowiedzUsuń
  2. A z drugiej strony świetne drogi ! i czemu mają kompleksy?

    OdpowiedzUsuń