pole herbaty

pole herbaty

niedziela, 29 czerwca 2014

"Marzymy o ogórkowej..."

- Ogórki konserwowe!
- Zrazy wołowe w sosie...
- Najlepiej to sushi...
Gra pod tytułem "Co byście zjedli" na szlaku w górach, podczas kilkudniowej intensywnej wędrówki jest po prostu obowiązkowa :) Hitem trekkingu w Indiach była ogórkowa, której jak dotąd nie może pobić nic, łącznie z kanapką z serkiem, tuńczykiem, pomidorem i majonezem. 

Włóczęgi po górach w Nepalu nie można sobie darować. Ze sporą ilością szlaków i dostępnością map (o co w Indiach trudno) wybór trasy jest prosty. Nie chcemy zdobywać bazy pod Mount Everestem, ja z Olą nie mamy też ambicji ekstremalnych wspinaczek wysokogórskich, więc decydujemy się na kilkudniową wędrówkę dookoła doliny Katmandu.


Chłopaki grają w tybetańsko-nepalską odmianę bilarda.
Lokalny transport surowców

Przewidywane 6 godzin marszu nigdy nie trwa 6 godzin.  Idziemy zwykle nieśpiesznym tempem 8 godzin dziennie, od jednej wioski do drugiej, z zapasem czystych skarpetek na 4 dni. Tu już nie musimy walczyć o każdy oddech, więc ze spokojem podziwiamy widoki, które raz niesamowite, kiedy indziej przypominają nasze Sudety, za każdym zakrętem jednak każą się sobą nieustannie zachwycać.




Zdecydowana większość pól w Nepalu jest uprawiana w 100% ręcznie.



Panie śmieją się z fotografa :)

W takich koszach Nepalczycy przenoszą wszystko, od żywności po cegły. Ładunek  przykrywa się materiałem  i zakłada pasek na czoło. A następnie, pochylając głowę do przodu - taszczy. :)



Odpoczynek


Michał z Olą polują z aparatem na ośnieżone szczyty ośmiotysięczników, które na naszej trasie są doskonale widoczne poza okresem od czerwca do września. Trafiliśmy więc idealnie - zamiast szczytów mamy chmury i mgły, ale wierzymy na słowo, że Mt Everest i Annapurna gdzieś tam są :)


Klasztor buddyjski w Namobuddzie




- Rosołek...
- Sernik z różą!
- Niee, lasagna...
- Co Wy tam wiecie, schabowy!
- OGÓRKOWA. Nie do pobicia.

Idziemy już piąty dzień, zapasy czystych ubrań się pokończyły, ale wioski, w których się zatrzymujemy, urzekają nas w stopniu absolutnym. Nie przeszkadza nam nawet brak ogórkowej, rekompensujemy to sobie tybetańską zupą warzywną - thukpa.




Tyle czasu na łonie natury, bez internetu i miastowych spalin, jak tak można! Wracamy szybko do Katmandu, gdzie spędzamy kilka ostatnich dni wspólnie z Olą - jej miesięczny urlop powoli dobiega końca.

Stolica Nepalu słynie z turystycznej dzielnicy Thamel, na której można kupić każdą możliwą pamiątkę...
Szale z wełny jaka, wyszywane portfeliki, torebki, każdy rodzaj ubrań w stylu 'zagubiony hippis', kadzidełka, herbaty, olejki, koraliki, koszulki z mantrami, marihuana (to już "spod lady" ;) ), buty do wspinaczki, figurki Buddy, słowem, co tylko dusza zapragnie :) Zrobiłabym zakupy w co drugim sklepiku, ale przed wydaniem kolejnych rupii powstrzymuje mnie fakt, że wszystko to będę musiała potem przez kolejne miesiące dźwigać na plecach...

Ola nie ma takich zmartwień, za chwilę wraca do Polski i do stosika pamiątek dokłada kolejne i kolejne :) Jesteśmy pod wrażeniem jej zdolności pakowniczych. Wszystko jest tematycznie posegregowane, ładnie poukładane, zawiązane i zawsze wiadomo, gdzie co jest. Z nieśmiałością spoglądam na mój wielki plecak, w którym wszystko jest jak w worku...

Odprowadzamy Olę na lotnisko, smutno się żegnać po miesiącu wspólnego zwiedzania! Ola wraca jednak do Polski, a my musimy się chwilę pobyczyć i pomyśleć, co dalej.




Informacje praktyczne:
  • jedna z możliwych tras dookoła doliny Katmandu wygląda następująco (przetestowana przez nas):
Z Katmandu autobus do miejscowości Sundarijal (30 rupii), stąd już pieszo do miejscowości: Chisopani - Nagarkot - Dhulikel - Namo Budda - (opcjonalnie) Banepa. Powrót autobusem z Banepy do Katmandu (50 rupii). 

Bawół, wersja domowa :)

  • w Katmandu oraz w dwóch okolicznych miastach - Patanie i Bhaktapurze, jednym z najsławniejszych miejsc są centralne place o takiej samej nazwie - Durbar Square.  Sąsiadujące z Katmandu miasta są fenomenalne, klimatyczne, magiczne niemal - budynki wyglądają jak ze średniowiecza, świątynie i domy mieszkalne mają po kilkaset lat! 

Zdobienia zrobione z drewna, doskonały tu jest każdy szczególik

Młynki z mantrami przy świątyni

  • Wejście na plac Durbar w Katmandu jest płatne, podobnie w Patanie; w Bhaktapurze płatne jest w ogóle wejście do starszej części miasta! Przed wejściem widnieje taki napis:
Dla obywateli krajów SAARC (Południowoazjatyckie Stowarzyszenie Współpracy Regionalnej) wejście kosztuje 100 rupii (3,20 zł). Dla pozostałych - 1500 rupii (50 zł).

Nie mogliśmy się zgodzić na taką jawną niesprawiedliwość. Polak potrafi... za każdym razem wchodziliśmy na place bocznymi uliczkami, nie da się przecież odgrodzić wszystkiego. Niestety nie wpłaciliśmy do kas miast kilku tysięcy rupii, co nie jest przykładnym zachowaniem, jednak nie jest nam mocno przykro...

  • W okolicach Katmnadu są dwie stupy, w tym jedna największa w Nepalu, w Bouddanath. Prezentują się naprawdę niesamowicie :)

Wszędzie wiszą flagi z mantrami - za każdym razem jak powieje wiatr, mantra jest wysyłana w świat


A pod stupą Panna Młoda :)



2 komentarze:

  1. Przepiekne zdjecia, a serca pewnie pelne wrazen, nic tylko zazdroscic.... swoja droga przekonaliscie mnie co dzis na obiad - ogorkowa, ha! :p

    OdpowiedzUsuń