pole herbaty

pole herbaty

czwartek, 11 grudnia 2014

Egzotyka w pigułce na Floresie

Zima nadchodzi, święta za pasem, a u nas dalej tropiki. Indonezja, a dokładniej wyspa Flores, pozwoliła zaspokoić potrzeby i fantazje podróżnika, który chce zaznać egzotyki prezentowanej w katalogach podróży. Było nurkowanie, było gapienie się na dziką zwierzynę, było podziwianie geotermalnej potęgi natury i leżenie pod palmami. Co jeszcze?

W skrócie, aby zainspirować i opowiedzieć o Indonezji  odrobinę więcej:


  • udało nam się wspiąć na wulkan. Prawdziwy, DYMIĄCY, jak z kreskówek albo filmów na Discovery. Siedzimy, patrzymy, a idealnie trójkątny stożek po prostu się dymi!


Widok z okna w Soa Guesthouse w Boawae. Polecamy, świetne miejsce!


Wulkany dzielą się na dwa główne typy, w zależności od gęstości lawy, jaka z nich wypływa - tarczowe (płaskie z rzadką lawą) i stożkowe (strome z gęstą, lepką lawą). Na nasze nieszczęście, wulkan Ebulobo należał do tej drugiej kategorii i poznaliśmy nową definicję słowa "stromy".

Wspinaczka po górach różni się od wspinaczki na wulkan tym, że na szczyt góry prowadzi szlak, który wije się wzdłuż zbocza. Kluczowe jest wicie się - na Ebulobo nic się nie wije, tylko idzie się po prostej po stoku nachylonym pod kątem bliskim 90 stopni. Cały czas, aż do samiuteńkiego dymiącego szczytu. 

Takie nachylenie towarzyszyło nam przez całe 4-5 godzin marszu.


Nie ma sensu opisywać zmęczenia, potu, zadyszek i tym podobnych, bo to jest oczywiste. Nieoczywiste było zobaczenie po raz pierwszy na własne oczy drzewka kakaowca, razem z owocami. I drzewek z orzechami nerkowca. I drzewka kawy. I kawy luwak, najdroższej kawy na świecie (znanej jako kawa kopi luwak, co jest trochę niewłaściwe, bo kopi to po indonezyjsku po prostu "kawa"). 

Kakaowiec

Owoce kawy

Świeży kopi luwak. Mały ssak, luwak, żywi się owocami kawy. Nie do końca strawione ziarna wydala wraz z kupką, które następnie wydłubuje się z kupki, oczyszcza i zaparza. W Europie filiżanka kawy kuwak kosztuje krocie - tutaj nasz przewodnik po prostu wychodzi z domu i patrzy na ścieżkę w lesie, czy jakaś kupka z kawą akurat nie leży pod stopami. 

Orzechy i owoce nerkowca rosną w taki sposób. Owoce są jadalne, całkiem smaczne - słodkawe i cierpkie zarazem.

Informacje praktyczne:

Wulkan Ebulobo znajduje się na wyspie Flores, w okolicach niezwykle urokliwej wioski Boawae. Trafiliśmy tam zachęceni krótkim opisem w przewodniku "Niewielu turystów zadaje sobie trud dotarcia tutaj". Z większego miasta na Floresie - Bajawa, pojechaliśmy prywatnym autem, funkcjonującym jako taxi (cena identyczna, kasa tak samo idzie do kieszeni kierowcy bez podatków, tylko wygodniej) do Boawae.
Trekking na Ebulobo zaczyna się w jeszcze bardziej urokliwej wiosce Mulikele, do której dotoczyliśmy się skuterkiem ("droga" dojazdowa to głównie dziury, pył i kamienie). W sklepie przy skrzyżowaniu wpisujemy się do księgi gości; trzeba wynająć "przewodnika", cena do uzgodnienia.

Przewodnik to dobry pomysł. Ścieżki nie są widoczne, a szlak trudny. Nie poradzilibyśmy sobie bez niego. A o tyle fajnie, że cała kasa idzie wprost do niego, także wspomagamy lokalnych mieszkańców!

Ekwipunek przewodnika: maczeta, plecak zrobiony z worka po ryżu i oczywiście japonki. My, mając dobrej jakości buty trekingowe nie byliśmy w stanie nawet w połowie tak szybko skakać na głazach, jak ten gość. 


  • odwiedziliśmy kilka "tradycyjnych" indonezyjskich wiosek. Część z nich to wioski pokazowe dla turystów, niemniej jednak ciekawe, bo mimo punktu z informacją turystyczną i stoiskiem z pamiątkami, ludzie wciąż w nich żyją i pracują. Udało nam się też wypatrzyć jedną bez całej otoczki pamiątkowej, gdzie to nasza obecność wywołała zaciekawienie i poruszenie wśród siedzących na gankach mieszkańców. 


 Drewniane chaty składają się z kilku pięter, z których każde ma inne przeznaczenie. Pokryte są strzechą i zdobione np. rogami zabitych bawołów, których ilość świadczy o zamożności rodziny. 





Informacje praktyczne:


Pierwsza, modelowa tradycyjna wioska, to Bema. Bazą wypadową była Bajawa na Floresie, skąd wypożycznonym za 100 000 rupii skuterkiem, zwiedzaliśmy okolice. Nazwa drugiej wioski niestety gdzieś umknęła, ale na drodze są drogowskazy.

Aby dojechać do mnie turystycznej wioski, należy pojechać ok. 500m w dół od Bemy i skręcić w prawo. Będzie drogowskaz. Wioska ma nazwę rozpoczynająca się na litere 'T', niestety nie zapisaliśmy.

Jest o tyle ciekawsza, że znajduje się tuż przy dżungli.
Dżungla, nie dżungla - antena satelitarna musi być!

Na dobrą sprawę to każda wioska w Indonezji jest dla mnie jak tradycyjny skansen. Ludzie w grupkach siedzą na gankach na podłodze lub na ziemi, pod palmami, przed chatką, której okna nie potrzebują (i z reguły nie mają) szyb, śpią na materacach ułożonych na ziemi (w sumie, po co łóżko?), wypasają bawoły albo zbierają ryż i wiodą proste, szczęśliwe życie...

Szczęśliwe i religijne życie. Flores to wyspa katolicka. Wszyscy chodzą regularnie do kościoła. Na Floresie jest nawet dwójka polskich misjonarzy - w Boawae i Riung. 

W Azji typowe jest manifestowanie swoich religijnych poglądów na środkach transportu. W tym przypadku Ostatnia Wieczerza służyła nam za prędkościomierz (bo nie działał) i dwie Maryjki, odpowiednio za przedni i tylni hamulec (bo praktycznie nie działały). Dodatkowo kluczyki musiały być przywiązane smyczą "Hello kitty!", bo lubiły wypaść podczas jazdy ze stacyjki. Michał jako kierowca i ja jako pasażer byliśmy naprawdę dokładnie strzeżeni ;-)

Groby w wiosce Bena. Większość miejsc pochówku w Indonezji nie znajduje się na cmentarzach. Groby z reguły mieszczą się na podwórkach domostw...

... i często służą jako mebel. Stół do grania w karty, czasem leżak dla zmęczonych upałem domowników lub nawet psów. Zdjęcie zrobione z jadącego autobusu, dlatego słabo widać, ale jak się przyjrzycie - dostrzeżecie na różowym grobie pieska.

Pomniki są bardzo kolorowe. Najmodniejsze to: niebieski i różowy. Większość zrobiona z kafelków.


  • Indonezyjska perełka - Kelimutu. 


Trzy przepiękne jeziorka znajdujące się w nieczynnych kraterach wulkanu. W ciągu roku wszystkie zmieniają kolory; udało nam się trafić akurat na jedną z takich metamorfoz! (na zdjęciu dwa z nich)


Trzecie - jezioro potępionych dusz - patrz opis poniżej.

Dla mieszkańców okolicy jest to święte miejsce, ponieważ wierzą oni, że tam idą dusze ludzi po śmierci. Do pierwszego jeziorka idą dusze młodych, do drugiego starych, do trzeciego złych. 

Informacje praktyczne:

Cena za wejście zabija! 150 000 rupii (ok. 45 zł!). Rząd indonezyjski podniósł cenę o kilkaset procent na przestrzeni lat, w zamian za co wybudował piękną asfaltową drogę niemal pod sam szczyt, postawił ładne barierki, czyste toalety, chodniki, tablice informacyjne. Mało azjatycko, ale tak to wygląda. 

Bazą wypadową jest wioska Moni na Floresie. Bezbłędne i tanie jedzenie w Bintang Restaurant! 

Wodospad w Moni służy jako: atrakcja turystyczna, kąpielisko dla lokalnych dzieciaków i pralnia. Aby dojść do niego, idąc od Bintang Restaurant, skręć w lewo na wysokości Rainbow Cafe.


  • Maumere, stolica Floresu. Stało się punktem obowiązkowym, ponieważ stąd mieliśmy lot na Bali, z którego z kolei lecieliśmy do Australii. Mało sympatyczne miejsce...widziałam tu największe i najbardziej upierdliwe (bo latające!) karaluchy, które miały jakąś dziuplę w naszym pokoju. 

Kilka dni w oczekiwaniu na lot spędziliśmy więc poza miastem, na plaży przy Sunset Cottages. To miejsce z kilkoma bambusowymi chatkami ustawionymi metr od wody, w palmowym lesie. W chatce nic poza łóżkiem nie ma, ale też i niczego więcej nie było potrzeba, bo cały dzień spędzaliśmy nad wodą albo na hamaku. Byliśmy tam pod koniec listopada i nie było oprócz nas absolutnie nikogo. Jedzenie, jakie przyrządzała nam rodzinka właściciela, było jednym z najlepszych, jakie próbowaliśmy w Indonezji. 

Hamak, książka, plaża, morska bryza... totalny chillout. Tak spędziliśmy kilka ostatnich dni w Indonezji.

Suszące się ryby. Zjada się je w całości, bez patroszenia i nie zwracając uwagę na ości. Często rybki te można dostać w omletach.
Rafy koralowe przy Maumere były niegdyś jednymi z najwspanialszych na świecie. Jednak w 1992 roku ogromne trzęsienie ziemi, powodując fale tsunami o wysokości 25m, zniszczyło rafę doszczętnie. Teraz jest to podwodna pustynia i cmentarzysko... Jednak, nawet tu, w brunatnym mule można znaleźć raz na jakiś czas, pojedyncze, piękne koralowce w najróżniejszych kolorach - żółte, czerwone, niebieskie...  Koralowce przetrwały kataklizm i bardzo powoli regenerują całą rafę. 

I w końcu przyszedł czas na opuszczenie Azji... Smutno tak, ale czeka nas nowa, zupełnie inna przygoda - kraina kangurów i misi koala. The land down-under!

  

2 komentarze:

  1. Kawa Luwak nie będzie moja ulubioną chociaż snobka-kawowa jestem.Jezioro przepiękne! Wyobra żam siebie na tej niewijącej się drodze na wulkan...................

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetana literatura !! Szacun

    OdpowiedzUsuń