pole herbaty

pole herbaty

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Ciemna strona Australii

Pewnego razu na ulicy w Brisbane minął nas biały chłopak w koszulce z napisem "Australia's history is BLACK", czyli "Historia Australii jest czarna". 
Dziś nie czuje się tego, ponieważ cała przestrzeń publiczna zdominowana jest przez białych. Rdzenni mieszkańcy Australii, Aborygeni, stanowią dziś mniej niż 5% ogółu społeczeństwa.

"White fellas come to talk about land" - "Biali goście przyjechali gadać o ziemi"  ;  obraz wiszący w muzeum w Darwin, autorka: Jody Broun

source / źródło: http://natsiaadigitisation.nt.gov.au/gallery/ABART-1597-01.jpg

Przez 50 tysięcy lat Aborygeni żyli, polowali, opowiadali sobie historie i przemieszczali się po swojej ziemi. Po upływie mniej więcej 49 770 tysięcy lat do brzegów Australii przybyli Brytyjczycy i oznajmili, że odkryty przez nich teren to ziemia niczyja. Po czym bezpardonowo zaanektowali sobie teren większy od całej Europy, przywłaszczyli sobie każdy święty aborygeński kamyk, zajęli aborygeńskie pastwiska, wydarli aborygeńską duszę z każdego skrawka "niczyjego" krajobrazu.

Anglicy bez mrugnięcia okiem gwałcili i mordowali stających im na drodze prawowitych mieszkańców Australii. Porywali dzieci zrodzone z mieszanych związków i zamykali w specjalnych ośrodkach, by wychować je "na białych". Siłą wywozili Aborygenów, u których podejrzewali choroby weneryczne do zamkniętych szpitali, gdzie oderwani od swoich społeczności, zapadali na depresje i inne choroby psychiczne.  Zmuszali aborygeńskie dzieci do poławiania pereł pod wodą - wrzucano je ze statku do oceanu i nie pozwalano wejść na pokład, dopóki w ręku nie mieniła się zdobycz.

Obraz wykształconego, kulturalnego, grzecznego i uprzejmego do bólu Anglika wydaje się być jakimś ponurym żartem. Ci sami rozprawiający w Londynie o pogodzie dżentelmeni w ciągu 230 lat zdołali niemal doszczętnie zniszczyć pierwotną, niezrozumiałą i obcą dla nich kulturę. W imię gromadzenia sobie większej ilości pieniędzy, władzy, nie umiem zgadnąć, czego jeszcze.

Współcześnie Australijczycy zdają się o tym nie wiedzieć lub nie pamiętać. Spośród kilku odwiedzonych muzeów, tylko jedno w Brisbane nie opisało tego krwawego i barbarzyńskiego najazdu zdaniem "Przybycie Anglików do Australii". Dzień przybycia Cooka obchodzony jest jako święto narodowe, o bardzo wesołym charakterze. Dla Aborygenów ów Dzień Australii to Dzień Zagłady. 

Dziś z Aborygenów siedzących przy ogniskach i opowiadających sobie historie, nie pozostało niemal nic.

Większość Aborygenów to nieszczęśliwi, pozbawieni nadziei ludzie, którzy czas spędzają głównie tak:



Rząd Australii był dość oporny na akcje podejmowane przez bardziej świadomych obywateli i niewiele robił, aby poprawić jakość życia Aborygenów. Dopiero w 1967 otrzymali oni obywatelstwo, we własnym kraju, do cholery! Dziś działa w kraju wiele stowarzyszeń i fundacji na rzecz rdzennych mieszkańców Australii, władze starają się ich jakoś zintegrować z białym społeczeństwem, ale nie jest to łatwe. Obie grupy różnią się drastycznie mentalnością, przez co pomoc często jest nietrafiona. A wszelkie przywileje, które otrzymują Aborygeni (jak np. tańsze bilety na komunikację miejską) podsycają tylko, już i tak bardzo szeroko rozprzestrzeniony rasizm. Biali Australijczycy często uważają Aborygenów za "nic nie wartych darmozjadów" - nawet młodzi, wykształceni ludzie. Rząd australijski oficjalnie przeprosił Aborygenów za wszystkie krzywdy, których doświadczyli. Wydarzyło się to... w 2008 roku. Lepiej późno niż wcale.

Bo jak np. wytłumaczyć Aborygenom, aby przeszli do porządku dziennego nad faktem, że na ich świętą skałę Uluru turyści jednak będą się wspinać, bo to zapewnia stały dochód do budżetu państwa? Może u nas w takim razie ktoś udostępni do wspinaczki główny ołtarz w klasztorze na Jasnej Górze, bo co to przecież by komu szkodziło wchodzić w butach trekkingowych na wiszącego na krzyżu Jezuska? 

Biali Australijczycy bardzo potrzebują poczucia jedności narodowej, ale wyłącznie sami ze sobą. Białej jedności narodowej. Mając pod bokiem bogatą kulturę aborygeńską, biali odwracają od niej wzrok i szukają pretekstu do stworzenia własnej kultury w błahych wydarzeniach. Są tabliczki upamiętniające kłótnię mieszkańców miasta o ceny mięsa, nazwane: "rzeźniczym buntem". Memoriałów wojennych jest tak dużo, że podróżując po Australii, ma się wrażenie, iż to właśnie tam było epicentrum konfliktu. Jakkolwiek pamiętanie okrucieństw wojny i pamiętanie o bohaterach to bardzo ważna sprawa... to w Australii czasami zostało doprowadzone to do granic absurdu. Widzieliśmy nawet oznaczone jako atrakcja turystyczna - latryny i kuchnie bunkrów na Magnetic Island. Oczywiście były to dziury w ziemi.

Memoriał z nazwiskami poległych podczas II Wojny Światowej. The Strand, Townsville (główny deptak przy plaży w Townsville). Taki memoriał, to ja rozumiem!

Każdy budynek, który ma około sto lat, jest traktowany jako zabytek i atrakcja turystyczna. To jest na swój sposób fajne, nieco zabawne zwłaszcza dla Europejczyków, którzy mieszkają często i w starszych kamienicach... ale jednak trochę to smutne i straszne, że na przestrzeni śmiesznych 200 lat, kultura, która sięgała korzeniami 50 000 lat wstecz, została zaorana na rzecz błahostek.

Zabytkowy hotel. Zarazem atrakcja turystyczna.
Chatka górnika. Niestety zamknięta i nieco zdewastowana w środku.
Zabytkowa kopalnia... prawie jak Wieliczka.
Koronne! Zabytkowy basen.

Tym smutnym akcentem, żegnamy Australię - kraj przepiękny, ale obarczony czarną historią.








Następny i ostatni przystanek - Hong Kong!






4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki. Trochę krzywo, bo aparat leżał na klapku. :)

      Usuń
  2. Nice shots .. Sorry, I couldn't read your blog, because of language .. I hope you will put translate gadget

    OdpowiedzUsuń
  3. jest wrzesień 2015. skończyłam czytać Waszego bloga. co u Was? wróciliście do PL? pzdr!

    OdpowiedzUsuń