pole herbaty

pole herbaty

wtorek, 4 listopada 2014

4 powody, by zostawić wszystko i lecieć do Indonezji


  1.  Już tylko słysząc coś tak egzotycznie brzmiącego jak Małe Wyspy Sundajskie (tak po polsku nazywa się region, gdzie aktualnie rezydujemy), człowiek zaczyna się zastanawiać, dlaczego jeszcze siedzi przed kompem, zmiast pakować się i biegiem na plażę?

W głowie natychmiast rodzi się piękny obrazek z idealnie białym piaskiem i palmą wygiętą dokładnie w tą stronę, którą trzeba. I pewnie to wygląda mniej więcej tak:

Wersja prosto z Lonely Planet i National Geographic.

Więc jak już ktoś dokona tego wysiłku i dotaszczy się na tropikalną plażę, ma okazję zestawić swoje o niej wyobrażenia z rzeczywistością:

Wersja real.

Tony śmieci. Przykre to, ale prawdziwe - na plażach, gdzie nie ma dużo turystów, mieszkańcy zostawiają po sobie góry plastiku. Turyści natomiast pozostawiają po sobie miejsce względnie czyste. Do tego wysychające glony i morskie trawy. Dzieci namolnie proszące, aby kupić od nich bransoletkę ("Na książki do szkoły"; po skończonych interesach odjeżdzają na nowitukich skuterach Yamahy).




2. To doskonała okazja do trenowania swoich umiejętności targowania się, jakby jeszcze komu było mało po doświadczeniach z innych części Azji. Indonezja to świetne miejsce na sprawdzian, kto ma więcej tupetu - turyści czy lokalni.

"Kupno" "biletu" w transporcie publicznym odbywa się następująco: Indonezyjczycy podchodzą do minibusa odjeżdzjącego w pożądanym kierunku i zamują miejsca. Turysta podchodzi do kierowcy, pyta o bilet i słyszy astronomiczną cenę. Niezrażony, idzie do kasy (jeśli ma szczęście być na "dworcu"), która najprawdopodobniej będzie zamknięta. Wraca więc do kierowcy i próbuje przekonać, żeby ten nie ograbiał go za przejechanie 30 km z połowy tygodniowego budżetu.  

Indonezyjskie mini-busy, czyli bemo


3. Znudzony ziemniakami i schabowym ów typowy człowiek, na pewno da się skusić obietnicą fantazyjnych posiłków, jakie może oferować coś tak egzotycznego, jak Indonezja. 

Ma więc do dyspozycji smażony ryż (nasi goreng) na oleju wielokrotnego użytku, może też być smażony makaron z chińskich zupek (mie goreng) z dodatkiem jakże uniwersalnego glutaminanu sodu. Ryżyk można urozmaicić galaretowatymi pulpetami ze zmielonych nóżek kurczaka (bakso), sprzedawanych na każdym rogu.

4. I wreszcie - upragniony święty spokój! Jak już się przełknie tą obowiązkową dawkę tłustego oleju, dotrze jakoś na wymarzone miejsce, cóż może zakłócać błogi wypoczynek na egzotycznej wyspie?

Islam. (Indonezja to największy kraj muzułmański).
Punktualnie o godzinie 4:30 nadchodzi czas, aby wierni i niewierni zaczęli słuchać nauk Allaha, niezależnie od tego gdzie się znajdują. Na meczetach zainstalowane są głośniki o ogromnej mocy, tak, że w nocy gwarantowana jest pobudka wyjącego muezzina. Słuchając tego, mam wrażenie, że to jakiś konający dorwał się do mikrofonu, ale nie, to jest "śpiew" na chwałę bożą.
Jeszcze w południe niech sobie niewyspani niewierni i wierni przypomną o Allahu. I po południu. Żeby im się dobrze spało, wieczorem kolejna dawka transmisji modlitw na żywo, trwających o każdej porze średnio godzinę!!
Przepiękny, wciąż w budowie, meczet w Metaram. (Lombok)




No, uff. Pierwsze starcie z Indonezją za nami.
Trochę trzeba było pomarudzić. Trochę ponarzekać, nie porzuciliśmy jeszcze naszych polskich korzeni mimo półrocznego życia na obczyźnie.
I teraz trochę bardziej realistycznie :)

Indonezja - drugie starcie


  • Po przylocie na Bali, osiedliliśmy się w Denpasar, stolicy wyspy, co było błędem, bo w tym mieście nic ciekawego nie ma.
  • Na lotnisku poszliśmy do stoiska pre-paid taxi, nawet w takim miejscu należało się targować o cenę przewozu!
  • Odwiedziliśmy sławną plażę na Bali, Kuta Beach, na którą walą ludzie z całego świata - sprawdzić, o co tyle szumu.Szeregi sklepów, dom handlowy, dzikie tłumy... No ale plaża faktycznie ładna :) Choć przepełniona ludźmi, to jednak wciąż jest to jedna z lepszych plaż dla surferów. Nie nasz klimat, zupełnie.
Surferzy na Bali


  • Pojechaliśmy więc do miasteczka Padang Bai, skąd wypływają promy na sąsiednią wyspę, Lombok. Wówczas zepsuła się nam cała elektronika -Michała aparat, komputer i telefon, więc zamiast dalej sprawdzać, o co w Bali chodzi, jeździliśmy po serwisach...
W Padangbai jest mnóstwo agencji oferujących transport na Lombok oraz na przesławne rajskie wysepki Gili. Z racji, iż na Gili jechali absolutnie wszyscy, zdecydowaliśmy tam nie jechać.
  • Bilety na lokalny prom kupiliśmy w porcie,za 40 000 rupii indonezyjskich, czyli ok. 12 zł. Prom lokalny płynie na Lombok 4 godziny, agencje oferują szybkie łódki za ok. 130 000 rupii, które docierają do Lomboku w 1,5 - 2 godziny.

Co można zrobić na Lomboku?


Prom na Lomboku dociera do Lembaru. Nic zupełnie w tej mieścinie nie ma, od razu więc ruszyliśmy w kierunku Pelangan, na południu Lomboku, by dostać się na inną wysepkę Gili - Gili Gede.

Maluteńka wyspa (obeszliśmy ją w 6 godzin), baaardzo nieturystyczna. Przy plaży pobudowane bambusowe chatki i zagrody dla krów, dookoła biegają kozy i kurczaki, panie robią pranie i zbierają muszle na obiad (wybierając je z setek walających się własnych odpadków). Prawidziwe wiejskie życie :)





Muszelki, piasek, kurczak

Inny mieszkaniec plaży na Gili Gede
Myśleliśmy też, że znalezliśmy naprawdę duże muszle...

... do czasu wykopania z piasku tego potwora :)



W stolicy wyspy Mataram, w biurze imigracyjnym przedłużyliśmy sobie naszą miesięczną wizę o kolejne 30 dni. Czekaliśmy na to tydzień, niestety tyle to trwa i szybciej nie będzie. Mieliśmy pecha, gdyż ponoć dopiero co zmieniły się przepisy wizowe (znowu!) i przedłużenie visy on arrival trwa tyle samo co normalnej wizy... ponoć, wcześniej było to kilka godzin, do max 2 dni. Mataram ma jakieś tam muzea, ale nam się nie chciało ich zwiedzać.

Ogarnęliśmy też, jak radzić sobie z płaceniem za transport. Albo pytamy wcześniej jakiegoś lokalesa, ile powinniśmy zapłacić za przejazd od A do B i wchodzimy do busa, nie pytając kierowcy o cenę; albo patrzymy po dojechaniu na miejsce, ile płaci reszta. Dajemy kasę i odchodzimy, nie słuchając ewentualnych lamentów.

Kuta - zupełnie inna od Kuty na Bali. Backpackerskie, chill-outowe miejsce, o bardzo przyjemnej atmosferze i urokliwych plażach.
Sprzedawczyni sarongów. Trzeba się ostro targować; jakieś 30% wartości  podanej ceny jest rzeczywistą wartością towaru

Plaża Tawung Awn



Okazało się też, że gdy wiemy już, co trzeba jeść, jedzenie w Indonezji może być przepyszne. Zamiast wspomnianych bakso, lepiej rozkoszować się "światłem księżyca" (terang bulan) lub "jajecznicą" (martabak). Pierwsze to gruby naleśnior, wypchany po sufit różnymi słodkościami, jak np. banany, czekolada, orzechy, masło, słodkie mleko z puszki oraz... żółty ser. O dziwo, nawet wersja z serem jest PYCHA! "Jajecznica", to też naleśnik, smażony na wielkiej patelni, oblewany co chwila gorącym olejem. W środku ma jajka, warzywka i czasem mięcho. Fantastyczne i tanie jedzenie.

Terang bulan
Stoisko z naleśnikami. Zwykle otwierane późnym popołudniem/wieczorem (zależnie od wyspy)


Do tych pyszności, dochodzą oczywiście grillowane ryby (głównie mahi-mahi, czyli koryfena), ale także mieliśmy okazję próbować barrakudę i merlina.




Do tego warto spróbować soto ayam - czyli zupę z kurczaka... coś a'la nasz rosól, ale pełen warzyw i przypraw. No i oczywiście, podobnie jak w Malezji - sataie (sate ayam). Szaszłyki z kurczaka z sosem z orzeszków ziemnych i chilli. Można też dziabnąć gado-gado lub cap-cay. Pierwsze to podsmażone warzywka z tym samym sosem, co do satayów, a drugie to warzywa przyrządzone na parze. Do tego, koniecznie świeżo wyciśnięty sok owocowy za jakieś 8-12 tys. rupii (2,50 - 3,50 PLN). Nie zapomnijcie krzyknąć - "Tidak gula!", czyli "bez cukru". :)





10 komentarzy:

  1. Hej Kids, boki z rywalem podczas lektury. Można wyjść z kina. Macie fajny dystans do zjawisk. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że mamy wpływ na nastroje w kraju byłego bloku wschodniego ;)

      Usuń
  2. Koniszcze! Straszliwie schudles! Pozdrawiam - Mama!:p

    OdpowiedzUsuń
  3. Odżywiajcie sie dobrze!!!!!! Pióro macie lekkie, to fakt! Mi sie tam podoba ale skoro to muslimy to uważajcie.I JEŚĆ!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jemy cały czas! Ale fakt, i tak jesteśmy szczuplejsi, na dobre wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem ,jednakże szczupłość a szczupłość

      Usuń
  5. Wracajcie już do domu bo już czas.Babcia!

    OdpowiedzUsuń
  6. A nawet nie wiedziałam ,że tak można tu do Was pisać.Pozdrawiam.Babcia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Babcia czuwa i pozdrawia znów

    OdpowiedzUsuń