Po 8 miesiącach podróżowania po Azji wylądowaliśmy w państwie
kangurów, kraju zdecydowanie "pierwszego świata". W Azji wszystko wydaje
się stać na głowie (i funkcjonować) z punktu widzenia Europejczyka,
natomiast w Australii wszystko mamy podane jak na tacy. Jest przyjaźnie,
czysto, dostępnie, niesamowicie drogo, egzotycznie, nowocześnie, ale
wciąż na luzie.
Ostatni smażony ryż na Bali,
ostatni indonezyjski masaż i z lotniska przy plaży w Denpasar
odlecieliśmy do Darwin w Terytorium Północnym Australii. Pożegnaliśmy
się z wszechobecną taniością i przestawiliśmy na tryb survivalowy.
Zatrzymujemy się w Darwin
w jednym z najtańszych hostelów dla backpakerów. Tutaj nie ma
możliwości chodzenia po mieście i sprawdzania ofert (za duże odległości,
autobusy jeżdzą rzadko, na taksówki nas nie stać), więc rezerwuję
miejsce jeszcze w Indonezji przez internet. Za 26 dolarów na GŁOWĘ mamy w
promocji miejsce w 4 osobowym dormitorium. O ile w Azji spanie w
dormitorium mnie raczej odstraszało, tutaj wręcz przeciwnie. Pokój jest
klimatyzowany, czysty, wspólne prysznice i łazienki jakości kilku
gwiazdek (albo tak nam się wydaje po standardach azjatyckich), na
terenie hostelu jest basen z leżakami.
W Australii rozumieją, że ceny nieco zbijają z tropu młodych ludzi.
Dlatego wychodzą im na przeciw - w hostelach do dyspozycji są w pełni
wyposażone czyste kuchnie na świeżym powietrzu, grill (albo po
australijsku - BBQ, tudzież
barbie) i wszyscy podróżujący gotują sobie sami.
|
Koniec z knajpkami, trzeba robić kanapki na drogę. Oczywiście również 'american style'. :) |
Od pierwszych chwil w Darwin czuję się jakbym była na planie amerykańskiego serialu o Miami. Wszystko tutaj wygląda
dokładnie tak jak z filmów,
co cieszy mnie niesamowicie, bo Stany Zjednoczone ciągną mnie od dawna,
a tutaj mam właśnie Stany, tyle, że w wydaniu australijskim - bez
"sztywki" ;) Zachwyca mnie absolutnie wszystko!
- luz i chillout. Od razu rzuca się w oczy bezstresowy tryb
życia Australijczyków. Wiek nie ma szczególnego znaczenia, wszyscy
chodzą w japonkach i szortach, dumnie prezentując swoje tatuaże. Jednym z
powszechniej używanych powiedzonek jest "no worries, mate!" , czyli, w zależności od kontekstu "nie pękaj, ziom" lub "nie ma problemu" ;)
- w sklepach, biurach itp. na porządku dziennym są pogaduszki między nieznajomymi. Nie są to pogaduszki w formalnym brytyjskim stylu pod tytułem:
"Jak się pan miewa?
- Znakomicie sir, dziękuję uprzejmie i wyrażam nadzieję, że i u Pana sprawy mają się wyśmienicie".
W wydaniu australijskim wyglądają one raczej tak:
"Co tam? Może tosta, mamy super pomidory dzisiaj?" "Obczaj sklepik obok, tam mają tańsze kalafiory".
- piękny i ogromny park do posiedzenia na trawie (Bicentennial)
albo przy stołach piknikowych, z dostępną od ręki wodą pitną dla
wypoczywających (słońce w Australii jest bezlitosne i publiczne kraniki z
wodą są bardzo powszechne).Obowiązkowym punktem weekendu jest barbie,
rząd australijski funduje więc obywatelom stanowiska z gazowymi
grillami, praktycznie przy każdym terenie zielonym. Do użytku
codziennego, za darmo.
|
Pomyślano nawet o czworonogach. Obok kraniku, miska dla psa. |
|
|
|
Bardzo
powszechne są 'liany', które zwisają z drzew, aż w końcu wrastają w
ziemię, dworząc coś na kształt dodatkowych konarów drzewa. Pojedyncza
wygląda w ten sposób... |
|
... ale w końcu doprowadzi do czegoś takiego. |
|
|
A ze zwierzaków, można zobaczyć takie niespodzianki. Wallabies to jedne z najmniejszych kangurów w Australii. |
- nowoczesna architektura, na tyle na ile się znam, idealnie
wkomponowana w tropikalny klimat miasta; budynki mogą mieć każdy swoj
odrębny styl, ale nie jest to polski chaos i bałagan, ale przyjemna dla
oka harmonia! I nie ma w ogóle billboardów, zamiast pań reklamujących
podpaski, przechodnie patrzą na palmy i niebo.
|
Nawet biurowce są otoczone wszędobylskimi parkami. |
|
Kościółek. |
- produkty spożywcze. Jak poszliśmy pierwszy raz do
supermarketu, poczuliśmy się trochę przytłoczeni. W Azji w sklepiku było
po prostu mleko (jak w ogóle był sklepik z lodówką). Tutaj mamy mleko
zwykłe, mleko z obniżoną zawartością laktozy, mleko zupełnie bez
laktozy, mleko ryżowe, mleko sojowe, kokosowe, mleko świeże, mleko o
przedłużonym terminie ważności i co tam jeszcze dusza zapragnie. I
wszędzie można dostać mój ulubiony sos barbeque! Wrzucam go do
wszystkiego, co gotujemy w Australii.
Co więcej, jest tutaj ogromna
świadomość zdrowego odżywiana - w barach, sklepach itp. podane są
wartości kaloryczne produktu/dania. Wersje bezglutenowe popularnych
produktów są standardem!!
|
Nawet pizze są na cieście bezglutenowym. |
- ogród botaniczny w Darwin.
Kapitalny wielki park, z darmowym wifi, miejscami na grilla, mapkami i
mnóstwem informacji na temat roślinności Australii. Dowiedzieliśmy się
np., że jednymi z typowych drzew regionu są baobaby!
| |
Tak wygląda młody "baobs" |
|
|
|
A taki będzie jak urośnie. I nie mamy na myśli tego, że założy kapelusz i kupi damską torebkę. :) |
|
Nie tylko ogród botaniczny, ale wszystkie parki pełne są wszelkiego rodzaju ptactwa. Na zdjęciu bardzo powszechny ibis. |
|
Papug jest od groma. Nie tylko tak kolorowe jak ta. Widzieliśmy też pełno kakadu. |
|
I oczywiście - mewy. Jak to zawsze nad morzem. |
W
Darwin udaliśmy się też na plażę, nie żeby się opalać, ale bardziej w
celach krajoznawczych. O tej porze roku (od października do maja) w
północnej i północno-wschodniej części Australii obowiązuje całkowity
zakaz wchodzenia do wody. W oceanie zamieszkują
śmiertelnie niebezpieczne kubomeduzy (
box jellyfish),
których jad z parzydełek zabija człowieka w kilka minut (powoduje
paraliż wszystkich mięśni, więc serce przestaje bić i nie można
oddychać). Jeśli nie zabije, to dotkliwie poparzy i zostaną blizny na
zawsze. Przy plażach dostępne są pojemniki z octem, którym natychmiast
należy polać poparzone miejsce. Nie zmniejszy to straszliwego ponoć
bólu, ale zapobiegnie rozprzestrzenianiu się trucizny po organizmie.
|
Z powodu powyższego znaku plaże świecą pustkami. Jedyną atrakcją są latawce... |
|
... lub zwykły chillout. |
W genialnym muzeum historii naturalnej w Darwin,
które odwiedziliśmy, pokazane są wszystkie jadowite, niebezpieczne
sprawki, które czyhają na nieświadomych podróżników. Oprócz meduz,
sławnych pająków i węży, z ciekawszych stworzeń Australijczycy mają:
- krokodyle słono- i słodkowodne. Zamieszkują sobie na
wolności rzeki i tereny przy ujściach. Rząd znów wyciągnął rekę do
obywateli i w Darwin stworzono wielkie słonowodne jezioro dla
mieszkańców spragnionych kąpieli - bez meduz i kroksów, jak mówią lokalni.
|
Tego kroksa obserwowaliśmy już nie w Darwin, ale zdjęcie fajne, więc wrzucam :) |
- szkaradnice (stonefish). To najbardziej jadowite ryby
na świecie! Wyglądają jak kamienie i zamieszkują dna raf koralowych. Gdy
już popełni się ten błąd i postawi stopę na rybce, ta wypuszcza z
kolców na grzbicie truciznę, która powoduje dotkliwy ból, obumarcie
tkanek i paraliż.
|
Widzisz stonefisha? |
- trujące gąbki podwodne. Nawet jak już się uda uciec od ryb
lub węży morskich (te są najbardziej jadowitymi wężami na świecie), to
nurkującego śmiertelnika zaatakuje i poparzy zwykła gąbka.
- trujące trawy i inne rośliny. Niektóre są na tyle trujące, że
w mediach podaje się informacje o masowych pomorach owiec i bydła,
które nieopatrzenie nażarło się trawki.
Wielkie jadowite pająki, kiedy ogląda się je w gablotce w muzeum, robią
wrażenie. W naturze ciężko je spotkać, bo chowają się po kątach i innych
ciemnych dziurach i jak dotąd, to w Indonezji widzieliśmy większe
pająki niż w Australii :)
Zachwyt nad Australią trwa nieustannie. O sławnych australijskich
bezdrożach, rozgwieżdzonym niebie i kangurach w następnym odcinku :)